Już przed spotkaniem jasne było, że obie drużyny grają tylko o honor i powrót do domu z jednym chociaż triumfem. Pierwsza kwarta była dość wyrównana, a Trefl prowadził po niej różnicą zaledwie 4 punktów. Od drugiej ćwiartki na parkiecie dominowali już jednak koszykarze z Trójmiasta, którzy drugą i trzecią kwartę wygrywali różnicą przynajmniej 10 punktów.
Na przerwę sopocianie schodzili prowadząc 15-stoma punktami, a po trzech kwartach na ich koncie było już 25 punktów więcej w porównaniu z katowiczanami. W ostatniej części meczu Trefl prowadził już nawet różnicą 36 punktów, ale w końcówce podopiecznym Sebastiana Breguły udało się kilka oczek odrobić. Po trójce Adama Jurgi w ostatniej akcji Mickiewiczowi udało się zejść poniżej bariery 30 punktów straty do rywala. Jurga był zresztą najskuteczniejszym zawodnikiem swojego zespołu z dorobkiem 16 punktów. Był to jedyny dwucyfrowy wynik w katowickim zespole.
Dla odmiany w ekipie sopockiej takich dwucyfrowych wyników było kilka, bo cztery, a Mateuszowi Rosińskiemu do dwucyfrówki zabrakło jedynie punktu.
Trefl w swoim ostatnim meczu pokazał swoją siłę. Cała złość po dwóch porażkach i odpadnięciu z turnieju przelana została na katowiczan, którzy w starciu z nimi nie mieli dużo do powiedzenia. Spocianie wygrali, ale tylko na otarcie łez, bo w turnieju finałowym ich zabraknie, a to było postawione przed nimi za cel jadąc do Wrocławia.