Ewelina Kobryn: W formie spada odporność

- Muszę się przyznać do tego, że ostatnio otrzymałam od Seattle Storm kontrakt. Brakuje na nim tylko mojego podpisu. Nie chwilę obecną nie wiem, jak sprawa się zakończy, bo jestem rozbita. Chcę grać w kadrze, ale jednocześnie sezon w WNBA to dla mnie ogromna szansa. Czasu na podjęcie decyzji nie pozostało zbyt wiele, dlatego wkrótce muszę się na coś zdecydować - mówi środkowa Wisły Can-Pack Kraków i reprezentacji Polski, Ewelina Kobryn.
news

Adam Wall: Po ostatnich przygodach ze zdrowiem i dłuższej przerwie wywołanej poważnym zapaleniem płuc rozmowę z panią należy rozpocząć od mało wyszukanego pytania: Jak zdrowie?

Ewelina Kobryn: - A dziękuję, w porządku. Zdrowie dopisuje i mam nadzieję, że nawrotu choroby nie będzie. Praktycznie o tym zapomniałam, ale tak długiego pobytu w szpitalu nikomu nie życzę.

Tegoroczne wakacje były dla pani bardzo pracowite. Zaraz po zakończeniu sezonu w Ford Germaz Ekstraklasie wyjechała pani do Stanów Zjednoczonych, aby bić się o miejsce w drużynie New York Liberty. Później był EuroBasket, a następnie ponowny wylot za ocean i debiut w WNBA jako zawodniczka Seattle Storm. Zaraz po powrocie do kraju rozpoczęły się przygotowania do kolejnego sezonu w Polsce. Tak intensywny tryb życia musiał chyba osłabić organizm.

- Mówią, że kiedy ktoś jest w formie, to wtedy spada odporność. Może i ze mną tak było (śmiech). Nie trenowałam przez kilka ładnych dni, ale o odpoczynku nie było mowy. Tego typu schorzenia mocno osłabiają organizm. Dodatkowo każda przerwa wybija z rytmu i później trzeba budować formę od początku. Pierwszy raz w mojej karierze praktycznie nie miałam wolnego czasu przez cały rok. Było to coś nowego, ale bardzo pożytecznego.

Wisła Can-Pack z Eweliną Kobryn i bez niej radzi sobie w tym sezonie bardzo dobrze. Pewne pierwsze miejsce w Polsce, równie udane występy w Eurolidze. Na ten moment niczego więcej nie można oczekiwać.

- Jesteśmy wszyscy zadowoleni z rezultatów, jakie udało nam się osiągnąć do tej pory. Satysfakcjonują nas wyniki w kraju a także na arenie międzynarodowej, ale praca tak naprawdę dopiero się zaczęła. Sezon jeszcze nie wszedł w decydującą fazę, więc nie można pozwolić sobie na dekoncentrację. Jeżeli wszystko daje podążać będzie w takim kierunku, to sukcesy przyjdą same.

Zespoły reprezentujące Polskę w pucharowych rozgrywkach praktycznie bez przerwy grają dwa mecze w tygodniu. Nie są panie tym wszystkim zmęczone?

- Oto lepiej zapytać dziewczyn debiutujących w Eurolidze. One po raz pierwszy stykają się z taką intensywnością gier co trzy, cztery dni. Ja jestem już przyzwyczajona. Zarówno w Gdyni jak i w Krakowie cały czas podróżowałam po Europie. Mówiąc szczerze nie wyobrażam sobie czekać na mecz cały tydzień. Wtedy czułabym się nieswojo.

ZVVZ USK Praga będzie rywalem Wisły Can-Pack w walce o awans do Final Eight Euroligi. Losowanie było dobre?

- Trafiłyśmy na mocny zespół. Jest to jednak rywal jak najbardziej w naszym zasięgu. Zrobimy wszystko, aby wygrać tę rywalizację i znaleźć się w najlepszej ósemce Euroligi.

Ostatnio wspominała pani, że marzy jej się, aby do Stambułu przyjechało też CCC Polkowice. Debiutujące w tych rozgrywkach polkowiczanki nie wylosowały jednak łatwego rywala. Ros Casares Walencja to zespół ze ścisłej europejskiej czołówki.

- W sporcie wszystko może się jednak zdarzyć. Każdy zespół jest w zasięgu, nie ma co już teraz przesądzać o losie CCC. Jeżeli dziewczyny wzniosą się na wyżyny swoich umiejętności, mają szansę przejść do kolejnej rundy. Muszę w to wierzyć. Fajnie by było, gdyby dwie polskie drużyny trafiły do Final Eight. Od razu podniósłby się wizerunek tej dyscypliny sportu.

Koleżanki nie mogą odpocząć od Eweliny Kobryn, a Ewelina Kobryn od koleżanek. W sobotę w Meczu Gwiazd Ford Germaz Ekstraklasy znalazło się aż siedem zawodniczek Wisły Can-Pack Kraków. Szkoleniowcem drużyny Gwiazd był zaś wasz trener Jose Hernandez.

- Rzeczywiście spora była ta grupa. W pierwszej piątce Gwiazd znalazły się aż trzy zagraniczne zawodniczki Wisły Can-Pack. Takie zaufanie kibiców cieszy i mobilizuje do dalszej pracy. My jako Polki ucieszyłyśmy się zaś z powołania do kadry prowadzonej przez nowego szkoleniowca Jacka Winnickiego. Dobrze, że są organizowane tego typu spotkania.

Wspomniała pani o Jacku Winnickim, który w poprzednim miesiącu objął stery w seniorskiej kadrze kobiet. Interesowała się pani wyborem nowego szkoleniowca? Śledziła spekulacje prasy, czy też postanowiła poczekać na decyzję Polskiego Związku Koszykówki?

- Trener Winnicki wymieniany był jako główny kandydat do pracy z kadrą i te spekulacje się potwierdziły. Nie miałam wcześniej okazji pracować z nowym szkoleniowcem, ale od dziewczyn, które miały przyjemność z nim współpracować, słyszałam same pozytywne opinie. To był dobry wybór. Oby były tylko sukcesy i drużynie narodowej udało się awansować do kolejnego EuroBasketu.

Na co dzień ma pani przyjemność współpracować z hiszpańskim trenerem Jose Hernandezem. Reprezentacja Polski potrzebuje trenera z naszego kraju, czy też drużyna narodowa potrzebuje innego spojrzenia na koszykówkę i wolałby panie współpracować z trenerem z zagranicy?

- Nowy szkoleniowiec preferuje nowoczesną koszykówkę. Przez lata miał okazję uczyć się od najlepszych. Jest trenerem, który cały czas się rozwija. Do tego przez większą część swojej kariery pracuje z mężczyznami, gdzie poziom jest wyższy. Będzie dążył więc do tego, abyśmy grały jak nasi koledzy. Zmieni się pewnie szybkość gry, czasu na decyzję w ataku będzie mniej. To wszystko może nam tylko pomóc. W tym momencie nie ma co gdybać. Trenerem jest Jacek Winnicki i to przy jego pomocy kadra musi wywalczyć awans do mistrzostw europy

Panią w tej kadrze w tym roku zobaczymy? Pytam o to w kontekście ewentualnego wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Nie raz wspominała bowiem pani, że dalej chce próbować swoich sił w WNBA, a terminy eliminacji wyraźnie z tym kolidują.

- Muszę się przyznać do tego, że ostatnio otrzymałam od Seattle Storm kontrakt. Brakuje na nim tylko mojego podpisu. Nie chwilę obecną nie wiem, jak sprawa się zakończy, bo jestem rozbita. Chcę grać w kadrze, ale jednocześnie sezon w WNBA to dla mnie ogromna szansa. Czasu na podjęcie decyzji nie pozostało zbyt wiele, dlatego wkrótce muszę się na coś zdecydować.

Może nie miałaby pani takiego dylematu, gdyby na zeszłorocznym EuroBaskecie udało się osiągnąć wymarzony cel, czyli zająć miejsce w pierwszej piątce turnieju, które gwarantowało udział w turnieju barażowym do igrzysk olimpijskich w Londynie. Żal, że na rozgrywanej w Polsce imprezie drużyna narodowa spisała się słabo, dalej w pani siedzi?

-  Nie najlepszy wynik w mistrzostwach Europy odebrał nam też możliwość bezpośredniego awansu do kolejnego turnieju. Teraz musimy walczyć w eliminacjach, które na pewno łatwe nie będą. Oprócz samych igrzysk jednej rzeczy na pewno bardzo żal. Mam na myśli naszych kibiców. Straciłyśmy w ich oczach przez to, że zagrałyśmy na tych mistrzostwach słabe zawody. Wierzę, że zaufanie uda się odbudować. Zarówno poprzez reprezentację jak i rozgrywki klubowe.

Bez względu na to czy znajdzie się pani w kadrze, czy też wyjedzie do Stanów Zjednoczonych, myślami będzie pani z drużyną narodową?

- To jest oczywiste. Jestem Polką i kibicuje naszej drużynie. Bez względu na to kto w niej gra, wszystkie musimy się wspierać.

Po rocznej przerwie spowodowanej urlopem macierzyńskim na boisko powróciła Agnieszka Bibrzycka, czyli zawodniczka, która najbardziej kojarzy się kibicom w naszym kraju z kobiecą koszykówką. Powrót tak doświadczonej zawodniczki do Polski wywoła pani zdaniem dodatkowe zainteresowanie kibiców tym sportem?

- Jej powrót do kraju już wprowadził sporo zamieszania. A z każdym kolejnym tygodniem może być jeszcze większe. Aga znowu pojawiła się na polskich boiskach. Mam nadzieję, że wróci i zaprezentuje swoją najwyższą formę, czyli taką do jakiej nas przyzwyczaiła.

Nie za szybko Agnieszka Bibrzycka wróciła na boisko po urodzeniu dziecka? Czasu na przygotowania nie miała dużo i nikt tak naprawdę nie wie, jak zachowa się jej organizm na dłuższą metę. A oczekiwania kibiców wobec jej osoby są spore.

- To jest jej własna, indywidualna sprawa. Ona wie najlepiej na co ją stać. Skoro już teraz zdecydowała się na grę, to znak, że czuje się na siłach. A jeśl tak, to jej decyzja jest jak najbardziej słuszna.

Powrót najlepszej koszykarki Europy w 2003 roku jeszcze bardziej zmobilizował Wisłę Can-Pack do walki o obronę mistrzowskiego tytułu?

-  Oczywiście, że tak! My też mamy jednak bardzo dobre zawodniczki, co gwarantuje ciekawą rywalizację. Powrót Agi będzie dodatkowym smaczkiem w tej rywalizacji. Samej zawodniczce życzę jak najlepszej postawy na boisku, ale mistrzostwa im nie podarujemy.

O sile Wisły Can-Pack w dużej mierze decydują reprezentantki Polski. Ostatnio trener kadry Jacek Winnicki na nowo wywołał dyskusję o powrocie dwóch Polek na parkiety Ford Germaz Ekstraklasy. Pani również przyłącza się do tego apelu, czy też jest zdania, że o miejscu na boisku powinien decydować trener, a nie odgórnie narzucone przepisy?

- Nie do końca rozumiem przepis o tylko jednej Polce na parkiecie. Nie wiem, czemu ma on służyć? Dwie zawodniczki z Polski na boisku to dobre rozwiązanie. Tego przepisu nie można oceniać tylko na podstawie ostatnich mistrzostw Europy.

 

Rozmawiał Adam Wall

udostępnij