Paweł Turkiewicz: Transfery jeszcze nie teraz

- Nie da się ukryć, że awans będzie stanowił dla zawodników ogromną szansę. Przecież wielu z nich przez lata gra w pierwszej lidze, więc przyszedł najwyższy czas, aby zrozumieli, że nie ma grania dla samego grania - mówi trener Startu Gdynia, Paweł Turkiewicz.
news

Nieco ponad tydzień temu Start Gdynia, trochę na własne życzenie, przegrał po dwóch dogrywkach na wyjeździe z drużyną MKS Dąbrowa Górnicza. To spotkanie dodatkowo pobudziło pana podopiecznych do walki? Nie często zdarzają się w pierwszej lidze mecze, w których jeden z zespołów rzuca o 51 punktów więcej jak rywale. Jeszcze rzadziej oba zajmują miejsce gwarantujące udział w play-off.

- Taki jest sport. Raz się wygrywa, innym razem przegrywa. Taka porażka może jednak bardzo zmobilizować zespół, wpłynąć na koncentrację od pierwszej do ostatniej minuty. Bardzo dobrze, że takie spotkanie, jak to w Dąbrowie Górniczej, przytrafiło nam się w tym momencie, a nie pod koniec sezonu. Mam nadzieję, że zarówno ja, jak i zawodnicy wyciągnęliśmy wnioski z tamtej porażki. Nie da się ukryć, że w kilku sytuacjach pomogliśmy rywalom na powrót do gry. Na pewno to spotkanie pobudziło, wręcz rozjuszyło moich zawodników przed meczem ze Zniczem Basket. Byliśmy skoncentrowani przez cały czas. To było widać.

Wcześniej korzystnie na zespół wpłynęła chyba strata punktów w Krośnie zaraz na początku rozgrywek. Po niej prowadzony przez pana zespół wygrał w dobrym stylu pięć kolejnych spotkań, liczy pan na jakąś powtórkę z historii?

- Nie ukrywam, że zawsze chciałbym wygrywać. Czasami porażka daje jednak informacje, jakie błędy popełniamy, wskazuje możliwości ich skorygowania. Mieliśmy na to tydzień, dzięki czemu łatwiej mogliśmy się przygotować. Dwa spotkania na zakończenie rundy będziemy rozgrywać już co trzy dni, wtedy nie będzie czasu na poprawę niczego.

Po tak wysokim zwycięstwie doszukał się pan w ogóle jakiś negatywów w grze swoich zawodników? Do przerwy w charakterystyczny sposób reagował pan na wydarzenia na boisku, ale po zmianie stron z niezwykłym, rzadko spotykanym spokojem, obserwował pan zawody. Gra drużyny była tak dobra?

- Nie chciałem, aby powtórzyła się sytuacja z meczu ze Startem Lublin. Do przerwy również wysoko prowadziliśmy, ale później spadła koncentracja i pozwoliliśmy rywalom wysoko wygrać czwartą kwartę. Nie chcę, aby w ten sposób zawodnicy podchodzili do zawodów. Jest to bardzo niesportowe zachowanie. Ja tego nie cierpię. Dostali za to ode mnie reprymendę.

Jako szkoleniowiec Startu, czyli głównego kandydata do awansu, odczuwa pan dodatkową presję?

- To dziennikarze wytwarzają głównie tę presję. Ja prowadzę zespół, który przejąłem po tamtym sezonie, zrobiłem minimalne korekty. Gramy tak, aby rutynę mieszać z młodością. Chciałbym, aby młodzi zawodnicy dostawali szansę.  A co uda nam się osiągnąć? Pokaże koniec sezonu.

Czy to oznacza, że nie otrzymał pan zadania wprowadzenia zespołu do Tauron Basket Ligi?

- Na pewno cel pojawił się, gdzieś między słowami. Nikt nigdy tego jednak nie uściślił. Nie da się ukryć, że awans będzie stanowił dla zawodników ogromną szansę. Przecież wielu z nich przez lata gra w pierwszej lidze, więc przyszedł najwyższy czas, aby zrozumieli, że nie ma grania dla samego grania. Gra się o jakieś cele. Każdy z nich musi określić sobie ten cel. Ja prowadzę zespół, po to aby wygrywać i mieć z tego satysfakcję oraz przyjemność. Przyjemność polega na tym, że wygrywa się mecze. Czas pokaże, co będzie później. Jak będziemy wygrywać spotkania, to będzie dobrze.

Ogromnym atutem pana zespołu jest szeroka, wyrównana ławka rezerwowych. Ostatnio ze składu wypadli Adam Lisewski i Aleksander Krauze, ale ich nieobecności na boisku, choćby w starciu ze Zniczem Basket, w ogóle nie było widać.

- Mamy czternastu zawodników w szerokim składzie. Sezon jest długi, kontuzje mogą się zdarzać, dlatego wyrównana kadra niewątpliwie jest naszym atutem.  Urazy są częścią sportu. Te odniesione przez Adam czy Aleksandra, nie powstały z ich winy. Obaj są teraz w okresie rekonwalescencji. Mam nadzieję, że jak najszybciej wrócą, zwiększając rywalizację o miejsce w składzie. Rywalizacja sprawia, że zespół lepiej wygląda na treningach, a później na meczach. Wtedy każdy chce się pokazać. Nieustannie powtarzam zawodnikom, że nie wszyscy muszą zdobywać punkty, ale każdy musi wnieść do gry coś pozytywnego. Jeden pomoże zespołowi w obronie, drugi wykona dobrą zasłonę, inny zbierze bezpańską piłkę. To są detale, ale wydatnie wpływają na końcowy wynik.

Pierwszego stycznia otwiera się okienko transferowe w pierwszej lidze, czy mimo tak szerokiego składu, planuje pan jeszcze jakieś wzmocnienia? A może Start jest już zespołem kompletnym, nie potrzebującym żadnych roszad?

- Być może gdyby jakiś zawodnik z NBA miał polskie korzenie i chciałby przyjechać do naszego kraju, to może byśmy się zastanowili (śmiech). Oczywiście żartuję. W tym momencie ciężko mi to określić. Mamy połowę grudnia, wiele może się jeszcze zmienić. Jeżeli będzie taka sposobność, a na rynku pojawi się dobry, młody i perspektywiczny zawodnik, to dlaczego nie? Jeżeli miałby się u nas rozwijać, jestem za!

Rozumiem, że ewentualnie pan jako trener Startu, w tym momencie interesowałby się bardziej młodym a nie doświadczonym graczem.

- Jeżeli byłby młody i już doświadczony, byłoby świetnie. Taka sytuacja rzadko się jednak zdarza. Czas pokaże, co klub zrobi podczas okienka transferowego. W tym momencie nie powiem tak, nie powiem nie. To nie jest właściwy czas na decydowanie o takich sprawach.

Obecny sezon w pierwszej lidze jest nietypowy. Na półmetku rozgrywek aż pięć zespołów, m.in. Start Gdynia, nie przegrało jeszcze meczu w roli gospodarza, do tego tylko jedna drużyna ma korzystny bilans na wyjazdach. Czym pan to wytłumaczy?

W pierwszej lidze pracuję pierwszy raz w życiu. Nie da się jednak ukryć, że poziom poszczególnych drużyn jest bardzo wyrównany. Dużo zespołów gra prostą, miłą dla oka koszykówkę. To może się kibicom podobać. Gra jest poukładana, a wiele zespołów potrafi bardzo dobrze skorzystać z atutu własnej hali. Nas też to dotyczy, co mnie bardzo cieszy. Mam tylko nadzieję, że uda nam się jeszcze poprawić bilans wyjazdowych spotkań.

Z doświadczeniem wyniesionym z Tauron Basket Ligi łatwiej prowadzi się zespół na tym szczeblu rozgrywek? bBrak zagranicznych graczy, głównie na obwodzie, panu przeszkadza?

- Różnica na pewno jest. W obu ligach gra się jednak przecież w koszykówkę, dlatego prowadzenie drużyn jest podobne. Niezależnie od ligi ważne, aby wszyscy podchodzili do swoich obowiązków profesjonalnie. Wtedy ten sport nadal będzie się rozwiał.

Ciężko prowadzi się w zespole Aleksandra Krauze?

- Traktuję go tak, jak każdego innego zawodnika. Rozmawiałem z nim przed sezonem i on miał podobne oczekiwania. Nigdy nie pojawiła się sugestia, aby był lepiej traktowany. W ogóle nie ma takiego tematu. Chce grać w koszykówkę, to musi zrozumieć zasady. One są takie same dla wszystkich. Aleks jest na tyle inteligentny, że to rozumie.

udostępnij