Michał Baran produkt krośnieńskiej koszykówki

Krosno nie ma wielkich tradycji koszykarskich, nie doczekało się też koszykarza, który z sukcesami występowałby w ekstraklasie, ale systematycznie buduje swoją pozycję na mapie polskiego basketu. Najlepszym tego przykładem jest stawiający pierwsze samodzielne kroki w roli pierwszoligowego szkoleniowca Michał Baran.
news Zdjęcia | Tomasz Juryś / krosno.kosz.info

Po siedmiu kolejkach Miasto Szkła Krosno wspólnie z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski z kompletem wygranych przewodzi pierwszoligowej stawce. Na razie nie jest to najlepszy początek sezonu w wykonaniu klubu z Podkarpacia, który przed rokiem wygrał jedenaście pierwszych meczów, ale na pewno wyjątkowy. Zespół prowadzi bowiem pochodzący z Krosna i związany z klubem od samego początku Michał Baran.

14 lat temu Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Krośnie po wielu latach przerwy zgłosił seniorską drużynę koszykówki do rozgrywek 3. ligi. Trzon drużyny stanowili studenci PWSZ w Krośnie oraz uczniowie miejscowych szkół średnich. Jednym z nich był właśnie Baran, który kilka lat później wywalczył z zespołem awans do drugiej ligi a następnie miał okazję występować w tych rozgrywkach. Coraz większe aspiracje klubu sprawiły, że jego pozycja w drużynie słabła jednak z każdym sezonem. - Kiedyś pół-żartem, pół-serio powiedziałem mu, że większej kariery w koszykówce już nie zrobi i dobrze by było, aby zajął się trenerką. Początkowo źle to przyjął, ale trzy miesiące później przyznał mi rację i zaczął przygotowywać się do nowej roli - wyjaśnia prezes powołanego w 2004 roku KKK MOSiR Krosno Janusz Walciszewski, który w zarządzie klubu jest  nieprzerwanie od 10 lat.

Baran w nowej dla siebie roli zaczął pracować w połowie 2007 roku, a więc w momencie, gdy prężnie rozwijający się klub, po latach walki o czołowej lokaty w lidze, miał wywalczyć na parkiecie awans na zaplecze ekstraklasy. Takie zadanie przed zawodnikami postawił zarząd oraz rada sponsorów. Trenerem zespołu był Ryszard Żmuda. Od początku było wiadomo, że kwestia awansu rozegra się pomiędzy trzema drużynami: MMKS-em Dąbrowa Górnicza (obecnie MKS), AZS-em AWF Katowice oraz właśnie MOSiR-em. Mimo zmian personalnych, m.in. zakontraktowania Piotra Pluty, krośnianie już w pierwszej rundzie fazy play-off ulegli w półfinale Akademikom 1:2. Po bolesnej porażce w Krośnie (61:80), gdzie przyjezdni zdeklasowali wręcz gospodarzy w czwartej kwarcie, doszło do rzadko spotykanej sytuacji. Jednogłośną decyzją zarządu trener Żmuda stracił pracę i na decydujące spotkanie do Katowic zespół wyjechał bez doświadczonego szkoleniowca. Na Śląsku MOSiR powalczył o korzystny wynik, ale wrócił na tarczy, przegrywając 77:83. Kilkanaście dni później cieszyli się z niego wiecznie przegrani na końcu sezonu zawodnicy z Dąbrowy Górniczej. Krosno nie zrezygnowało jednak z gry w wyższej klasie rozgrywek i po wnikliwej dyskusji wewnątrz klubu zdecydowało się wykupić tak zwaną „dziką kartę”. Szkoleniowcem zespołu został zaś pochodzący z Przemyśla i na stałe pracujący w tym mieście Mariusz Zamirski. To właśnie od Zamirskiego oraz późniejszego trenera MOSiR-u Dusana Radovicia Baran nauczył się najwięcej. - Spośród wszystkich trenerów, którzy przewinęli się przez Krosno, najmocniej szanuję pracę trenera Zamirskiego i Radovicia. Od nich się najwięcej nauczyłem, z nich brałem przykład - tłumaczy Baran.

Podobieństwo w metodach pracy dostrzega również wieloletni koszykarz MOSiR-u, wychowanek Glimaru Gorlice i na co dzień mieszkaniec tego miasta, Dariusz Oczkowicz. - Michał Baran ma swój warsztat trenerski, ale podświadomie na pewno wyniósł coś od każdego z poprzednich trenerów. Myślę, że najwięcej od Dusana Radovicia. W końcu z nim najdłużej współpracował - zauważa doświadczony obrońca.

Podejście charakterologiczne Zamirskiego i Radovicia różni się jednak znacznie. Zamirski rzadko się denerwował, nie był też zwolennikiem długich, wyczerpujących treningów. Przedstawiciel bałkańskiej szkoły Radović najchętniej nie wychodziłby z sali. Często skupiał się na detalach, nie bał się też pracy indywidualnej z zawodnikami. Znany był jednak z porywczego charakteru, który nie wszystkim koszykarzom przypadł do gustu. - Staram się być psychologiem na meczach, ponieważ wychodzę z założenia, że podczas meczu szybciej można załatwić coś rozmową, niż krzykiem, a od poprawy poszczególnych elementów jest trening. Krzyk podczas spotkań nie jest jednak dobrym doradcą, choć czasami trzeba też zawodnika obudzić i siłą rzeczy wyższy tembr głosu jest nieunikniony - mówi Baran.

- Koszykówka jest grą błędów. Te błędy zawsze będą się pojawiać, dlatego czasem trzeba dać zawodnikowi kopa, podnieść głos. Trener sporadycznie potrafi krzyknąć, to nieuniknione. Tak jak powiedzenie kilku ostrzejszych słów. Taka jest rola szkoleniowca - przekonuje Oczkowicz.

Obecny sezon nie jest absolutnym debiutem Barana w roli pierwszego szkoleniowca. Po udanym debiutanckim sezonie pod kierunkiem Zamirskiego (rewelacyjna pierwsza runda i awans do play-off, w którym MOSiR uległ późniejszemu finaliście rozgrywek Stali Stalowa Wola), przyszedł jeden ze słabszych okresów krośnieńskiej koszykówki. Mimo niewielkich zmian personalnych - ze znaczących postaci odeszli jedynie Marcin Salamonik oraz kontuzjowany Krzysztof Kalinowski - zespół rozpoczął rozgrywki przeciętnie, z jedenastu spotkań wygrywając cztery. Po druzgocącej klęsce z Żubrami Białystok (59:95) z pracą w klubie pożegnał się Zamirski. Jego następcą, jak się później okazało  tymczasowym, został asystent Michał Baran. - Wtedy byłem trenerem z przymusu. Trener Zamirski stracił pracę, a klub szukał jego następcy i padło na mnie. Bilans nie był najgorszy, ale nie da się od razu przeskoczyć w hierarchii z roli kolegi, drugiego trenera na dorobku, na funkcję pierwszego szkoleniowca i wymagać od zawodników. W tym sezonie ustaliliśmy sztywne zasady - zaznacza Baran. Sezon dokończył wówczas Bogusław Wołoszyn, ale nie miał szczęścia. Jego zespół został wyeliminowany przez Górnika Wałbrzych, rywalizację do dwóch zwycięstw przegrywając w trzecim spotkaniu i to różnicą jednego punktu. Choć gospodarzem spotkania byli krośnianie, ze względu na zajętość hali MOSiR mecz odbył się w Łańcucie. Kilka minut po końcowej syrenie prezes Walciszewski spokojnie przekonywał, że to nie koniec koszykówki w Krośnie i zapowiadał szybki powrót do wyższej klasy rozgrywek. Słowa dotrzymał. MOSiR, który ze względu na licznych sponsorów tytularnych od lat był znany w Polsce z długich nazw, po roku przerwy wrócił do pierwszej ligi. Zespół ponownie prowadził wówczas Ryszard Żmuda, ale zakończył pracę po czwartej kolejce. Bilans trzy porażki i jedno zwycięstwo nie przekonał działaczy, choć MOSiR po zaciętym meczu zdołał pokonać w Krośnie późniejszego zwycięzcę rozgrywek Start Gdynia. Jeszcze pod koniec października od przegranego meczu ze Zniczem Basket w Pruszkowie współpracę z podkarpackim klubem rozpoczął Dusan Radović. Przed jedno, przegrane w Dąbrowie Górniczej spotkanie, zespół prowadził asystent Żmudy i pierwszy trener MOSiR po reaktywacji w 2000 roku Tomasz Nowakowski. Michał Baran nie pracował wtedy w klubie.

- Po awansie do pierwszej ligi zrobiłem sobie pół roku przerwy. Do pracy powróciłem po rozmowach z Dusanem, który chciał mieć młodego asystenta. Po kilku dniach spędzonych w Krośnie zadzwonił do mnie i szybko doszliśmy do porozumienia. Od grudnia ponownie znalazłem się w klubie - przypomina wydarzenia sprzed trzech lat Baran.

Serbski szkoleniowiec nie bał się dokonać odważnych zmian w klubie. Poczynając na ruchach personalnych, a kończąc na samej organizacji pracy. Znane są przypadki, gdy zespół po powrocie z drugiego końca Polski, trenował w godzinach mocno przedpołudniowych na hali i to niezależnie od wyniku. Z zajęć zwalniani byli jedynie - i to nie zawsze - zawodnicy, którzy na boisku spędzili większą część meczu. Dla działaczy była to swoista nowość. - Dusan Radović był pierwszym i jak do tej pory jedynym w historii Krosna trenerem, który w taki sposób mógł zaangażować się w pracę. W Polsce zgodnie z powiedzeniem, że trenerem się bywa, a nauczycielem jest, szkoleniowcy najczęściej łączą pracę w klubie z obowiązkami zawodowymi. Serb cały czas mógł poświęcić na rzecz MOSiR-u, miał więc więcej czasu dla koszykarzy. Często zostawał po zajęciach i pracował z zawodnikami indywidualnie. Lekko na pewno nie było, ale nie demonizowałbym jego metod pracy - mówi prezes Walciszewski.

Pod wodzą Radovicia zespół najpierw utrzymał się w lidze, choć nie zdołał uniknąć fazy play-out, gdzie relegował do drugiej ligi Wikanę Start Lublin, a następnie odniósł największe sukcesy w dotychczasowej historii. W drugim roku pracy Serba, ale w pierwszym pełnym sezonie, MOSiR awansował do finału pierwszej ligi, w którym rozegrał cztery wyrównane mecze z faworyzowanym Śląskiem Wrocław. W decydujących spotkaniach sezonu krośnianie musieli sobie radzić bez kontuzjowanego drugiego rozgrywającego Rafała Glapińskiego, a tylko przez połowę fazy play-off Radović mógł liczyć na podatnego na urazy Kamila Łączyńskiego. Mimo to zespół z Podkarpacia był bliski sprawienia dużej niespodzianki, jaką byłby awans do ekstraklasy, gdyż o wyniku trzeciego meczu tej pary przesądziła dopiero dogrywka. Kilka miesięcy przed pamiętnym finałem MOSiR wygrał rozgrywany w Krośnie turniej Final Four Intermarche Basket Cup na szczeblu PZKosz, w którym uczestniczyły wszystkie kluby zgłoszone do rozgrywek prowadzonych przez Polskie Związek Koszykówki oraz ochotnicy z trzeciej ligi. Rok później w tym samym turnieju MOSiR zajął drugie miejsce (porażka w finale z Polfarmeksem Kutno), a w lidze był trzeci. Na drodze do awansu stanął wówczas Polfarmex, który tym samym zrewanżował się za porażkę sprzed roku na identycznym etapie sezonu. Kutnianie kilka tygodni później wygrali ligę.

- Nie jest tajemnicą, że chcieliśmy kontynuować współpracę z Dusanem Radoviciem, ale nie byliśmy w stanie spełnić jego wymagań finansowych. On po udanych sezonach w naszym klubie miał kilka ofert, także z klubów ekstraklasy i nie ma się co dziwić, że wybrał najlepszą z nich. Niestety nasz budżet od dwóch lat systematycznie maleje, dlatego zdawaliśmy sobie sprawę, że nie mamy argumentów, który mogłyby go zatrzymać na Podkarpaciu. Rozstaliśmy się w zgodzie. Być może nasze drogi kiedyś się jeszcze zetkną, dlaczego nie miałoby to nastąpić w ekstraklasie - zastanawia się prezes niepokonanej dotychczas drużyny.

Prezes Walciszewski od lat wnikliwie sondował podkarpacki rynek szkoleniowców, dlatego zdawał sobie sprawę, że o doświadczonego trenera, który byłby w stanie sprostać wymaganiom pierwszej ligi, będzie mu niezwykle ciężko. Naturalnym pretendentem do objęcia sterów po Radoviciu wydawał się więc Baran. - Od dawna powtarzałem, że Krosno potrzebuje szkoleniowca, który byłby w stanie sprostać wymaganiom nowoczesnej koszykówki. Z tego powodu od lat inwestowaliśmy w Michała, pomagając mu w wyjazdach na różnego rodzaju kursy i kliniki trenerskie. Wspólnie z wiceprezesem Andrzejem Florkiem zastanawialiśmy się jednak, czy nadszedł dla niego właściwy czas, czy podoła rozpalonym po ostatnich udanych sezonach oczekiwaniom? Uznaliśmy, że tak, dlatego latem rozpoczął samodzielną pracę z zespołem - przybliża kulisy swojej decyzji Walciszewski.

Ruch po był ryzykowny, bo urodzony w 1982 roku Michał Baran jest młodszy od dwóch zawodników z obecnego składu Miasta Szkła. A jeden, tylko z powodu kilku tygodni, nie jest jego równolatkiem. Są to gracze z charakterem, którzy lubią i potrafią wyrazić swoje zdanie na konkretny temat. Klub mógł obawiać się również o relacje na linii: trener - zawodnik, gdyż z ikoną krośnieńskiej koszykówki Dariuszem Oczkowiczem Michał Baran miał okazję występować przez kilka sezonów na boisku, a panowie przyjaźnią się także poza nim. - Jestem starszy od trenera, ale to nie ma żadnego znaczenia. Hierarchia musi być zachowana. Nie może być  tak, że trener będzie miał mniej do powiedzenia od zawodnika. Ja sobie z tego zdaję sprawę, reszta koszykarzy również. Ta współpraca na razie wygląda bardzo dobrze i oby tak do końca sezonu - tłumaczy Oczkowicz.

- Klub we mnie inwestował. Pozwolił ukończyć szkołę trenerów, co przełożyło się później na pierwszą klasę trenerską. To wszystko dawało mi znaki na niebie, że będę kiedyś pierwszym trenerem. Nie spodziewałem się jednak, że to nastąpi tak szybko. Podczas rozmów padły pytania: Czy jestem gotowy? Czy się podejmę tej pracy? Czy czuję się na siłach? Pojawiła się szansa, która szybko mogłaby się nie powtórzyć i byłbym głupkiem, gdybym z niej nie skorzystał.  Na pewno dużo więcej uczę się z perspektywy pierwszego trenera. Przede mną ciągle jeszcze dużo pracy i podglądania pracy innych szkoleniowców. Na pewno nie spocznę na laurach. Zamierzam się rozwijać dalej - wyjaśnia Baran, który za lat młodzieńczych podziwiał mentora spokoju Phila Jacksona, a z europejskiej koszykówki najwyżej ceni pracę Ettore Messiny.

Wydawać by się mogło, że przedłużeniem ręki trenera na boisku z racji stażu w zespole jest Dariusz Oczkowicz. Sam koszykarz wskazuje jednak na kogoś innego. - Oczywiście pomagam jak mogę, ale takim trenerem na boisku jest zawsze rozgrywający. Tak się dziwnie złożyło, że w naszym przypadku zarazem jest to najbardziej doświadczony zawodnik - zauważa „Orka”. Mowa o pochodzącym z Rzeszowa Michale Baranie. W tym wypadku zbieżność imion i nazwisk z pierwszym trenerem jest przypadkowa. - Nie mam z tym żadnych problemów - śmieje się rozgrywający Miasta Szkła. - Choć muszę przyznać, że z tego tytułu doszło już do kilku śmiesznych sytuacji. Mniej zorientowani w rozgrywkach kibice, czy nawet działacze myślą, że jestem grającym trenerem, a tak przecież nie jest - dodaje wieloletni koszykarz Sokoła Łańcut.

Michał Baran do roli pierwszego trenera, nie z przypadku, a świadomej decyzji dojrzewał 7 lat. Dziś sam stara się wychować kolejne pokolenie, które mogłoby przysłużyć się koszykówce w Krośnie. - Nie pracuję sam. Pomaga mi mój przyjaciel z boiska, jedyny, który zgodził się podjąć to wyzwanie. Mowa o w przeszłości wyróżniającym graczu drugiej ligi Sebastianie Kamińskim.. Jest on na początku swojej drogi, ale bardzo chce się uczyć. To ambitny i lojalny człowiek, dobrze nam się razem pracuje - mówi Baran, który wcześniej zaangażował się w projekt „Junior Basket” mający na celu wychowanie nowego pokolenia koszykarzy w Krośnie.

Niespełna 48-tysieczne Krosno jest miastem na prawach powiatu. Przez lata zdominowane było przez żużel i piłkę nożną, ale pomiędzy te dwie dyscypliny od lat próbuje wbić się koszykówka i trzeba przyznać, że robi to z powodzeniem. W hali MOSiR-u mecze eliminacji mistrzostw Europy grała seniorska reprezentacja kobiet, gry kontrolne rozgrywały też młodzieżowe drużyny narodowe. Z racji wieku oraz powiązań rodzinnych (ojciec Michała Barana - Bronisław od 12 lat jest wiceprezydentem Krosna) na debiutującym w pierwszej lidze szkoleniowcu spoczywa jeszcze większa presja korzystnego wyniku, choć sam specjalnie się tym nie przejmuje. - Praktycznie od początku mojej koszykarskiej drogi pojawiają się głosy ludzi, którzy nie mają pojęcia o tym sporcie, ale oceniają moją pracę. Ja nie mogę jednak patrzeć na to, czym zajmuje się mój tata. Robię to dla siebie , pod moim imieniem i nazwiskiem i chcę być tak postrzegany. Niestety wszystkim ludziom nigdy się nie dogodzi, a Krosno pod tym względem jest specyficznym miastem. Ja na to kompletnie nie patrzę - przyznaje Baran.

Także po powrocie do domu szkoleniowiec nie może zapomnieć o koszykówce. Jego teściem jest bowiem znany młodzieżowy trener z Krakowa Andrzej Włodarz, który wspólnie z Koroną Kraków na bazie wychowanek w 2008 roku wywalczył awans do ekstraklasy kobiet, ale z powodu braku odpowiednich środków w niej nie wystartował. Korona wywalczyła przy tym 9 medali mistrzostw Polski w różnych kategoriach młodzieżowych, a najbardziej znanymi wychowankami klubu są: Anna Wielebnowska, Edyta Krysiewicz (Łapka), Elżbieta Mowlik (Międzik) oraz Katarzyna Krężel. - Przez to że sama grałam w koszykówkę rozumiem ludzi zajmujących się tą dyscypliną. Wspieram zarówno tatę jak i męża, zawsze trzymając za nich kciuki. Jak tylko synek pozwala śledzę mecze jednego i drugiego przez internet - tłumaczy Olga Baran, w przeszłości koszykarka Korony oraz AZS-u Rzeszów. - Michał jak był drugim trenerem, również często bywał poza domem, taka specyfika tej pracy. To, że został pierwszym trenerem dla mnie praktycznie niczego nie zmieniło. Nawet w tym sezonie jest mniej bardzo dalekich wyjazdów - zaznacza żona szkoleniowca.

- Kiedy przyjeżdżamy do Krakowa na święta, czy też spotykamy się w innym terminie, zawsze rozmawiamy o koszykówce. Mama mojej żony grała przecież kiedyś w Koronie Kraków, tworzymy więc jedną wielką sportową rodzinę - mówi z uśmiechem na twarzy Michał Baran.

Klub mocno zaufał trenerowi, ponieważ na starcie przygotowań zapowiedział, że będzie miał okazję przepracować pełny sezon i to bez względu na wyniki. Na razie ta współpraca opłaca się obu stronom, gdyż Miasta Szkła obok głównego faworyta rozgrywek BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski nie przegrało jeszcze meczu. Sezon ligowy tak naprawdę zaczyna się jednak po nowym roku, a część klubów już teraz zapowiedziało ruchy kadrowe w drugiej części sezonu. Pierwszoligowe zmagania powinny być więc ciekawe.

 

Adam Wall

udostępnij