Balcerowski: Cieszę się, że jestem częścią tej drużyny

- Na EuroBasket przyjechaliśmy z nastawieniem, że wszystko jest możliwe. Ta myśl towarzyszy nam od pierwszego meczu i podnosi wiarę we własne umiejętności - mówi Aleksander Balcerowski, środkowy reprezentacji Polski.

news Zdjęcia | Wojciech Figurski/400mm.pl

Od meczu ze Słowenią minęło już trochę czasu, ale emocje związane z tym spotkaniem nadal w nas buzują. Jak z Pana perspektywy udało się tego dokonać?

- Wyszliśmy na parkiet nie patrząc, na rywali których mamy przed sobą, tylko graliśmy z sercem i poświęceniem jeden za drugiego. Już na początku spotkania przekonaliśmy się, że mamy szansę wygrać i to nas jeszcze mocniej podbudowało. Nawet w tych ciężkich momentach, nie opuściliśmy głów i byliśmy w stanie odrobić straty i na koniec wygrać.

Na przedmeczowej odprawie byliście bardzo skupieni i nie widać było po Was jakiegokolwiek strachu przed starciem z bardziej doświadczonym i utytułowanym rywalem. Później od pierwszego zagrania i Pana próby wsadu przekonaliśmy się, że zespół kipi energią. To wszystko dawało do zrozumienia, że zespół naprawdę wierzy w awans do półfinału EuroBasketu.

- Na EuroBasket przyjechaliśmy z nastawieniem, że wszystko jest możliwe. Ta myśl towarzyszy nam od pierwszego meczu i podnosi wiarę we własne umiejętności. Pokazało to właśnie starcie ze Słowenią. 90 procent osób obecnych w hali i pewnie jeszcze większy procent widzów przed telewizorami na całym świecie, myślało zapewne, że nie jesteśmy w stanie wygrać ze Słowenią. Ważne jest jednak to co my czujemy w środku. Już awansem do ćwierćfinału mistrzostw Europy przeszliśmy do historii, teraz podnieśliśmy poprzeczkę jeszcze wyżej. Wszystko siedzi w głowie, tylko trzeba w siebie uwierzyć. Nam się to udało, a gdy dochodzi do tego niesamowita atmosfera w zespole, to jeszcze więcej się udaje.

Ta wiara we własne umiejętności nie zachwiała się w trzeciej karcie, gdy przewaga zaczęła błyskawicznie topnieć, a rywale nawet wyszli na prowadzenie. Takie momenty nie są łatwe, bo przecież kilka chwil wcześniej prowadziliście ze Słowenią różnicą 23 punktów.

- Gdyby ta wiara, także we własne umiejętności, wtedy uciekła, to byśmy przegrali mecz. Ona cały czas w nas jednak była. Zdawaliśmy sobie sprawę, że tak klasowy rywal jak Słowenia, będzie miał swoje serie punktowe. W pierwszej połowie, dzięki naszej obronie mieli słabą skuteczność z gry, dlatego zdawaliśmy sobie sprawę, że muszą zacząć trafiać trudne rzuty, nawet te oddawane z jednej nogi. Wszyscy mieli jednak głowy podniesione do góry. Budowaliśmy siebie nawzajem i nikt nie pozwalał koledze przestać wierzyć. Nawet, gdy ja spadłem za piąte przewinienie, wszyscy na ławce najpierw mnie uspokajali a następnie podbudowywali, abym dawał jak najwięcej drużynie z ławki. Cieszę się, że tak to wyszło.

Od początku mistrzostw Europy podkreślacie, że tworzycie zgraną drużynę i nie liczą się indywidualności, czasem wybitne statystyki jednego z graczy, ale dobro całej reprezentacji. Doskonale to było widać właśnie w starciu ze Słowenią. Pan musiał opuścić boisko za pięć przewinień, ale wtedy ciężar w walce pod tablicami z powodzeniem przejęli na siebie inni.

- Jestem ogromnie szczęśliwy, że Zyziu, Olek Dziewa otworzyli się w meczu ze Słowenią i nam pomogli. To tylko pokazuje, że w każdym momencie, każdy zawodnik może stać się filarem tej kadry i musi być gotowy do gry na sto procent od pierwszej do ostatniej minuty. Jeżeli komuś coś idzie dobrze w danym meczu, to my jako grupa musimy mu pomagać. Wszyscy gramy przecież na dobro jednej drużyny.

Był Pan członkiem drużyny, która trzy lata temu wywalczyła ósme miejsce na mistrzostwach świata w Chinach. Teraz kosz kadra wywalczyła awans do półfinału. Da się jakoś porównać oba te wydarzenia?

- Wydaje mi się, że ten wieczór i awans do półfinału, to jest największe od pięćdziesięciu lat osiągnięcie męskiej koszykówki w Polsce. Cieszę się, że razem z niesamowitą grupą ludzi, mogę być częścią tego sukcesu. Mało osób wierzyło nas od początku tego turnieju a osiągnęliśmy świetny wynik. W takich okolicznościach pokonać rywala tej klasy co Słowenia, to nie zdarza się często także innym reprezentacjom. Mieliśmy w głowach wyraźnie przegrany mecz z zeszłorocznych kwalifikacji do igrzysk olimpijskich, jak widać wyciągnęliśmy skuteczne wnioski.

udostępnij