Paulina Pawlak: To był nasz dzień

- Wiedziałyśmy, że aby wygrać ze Spartakiem musimy walczyć przez 40 minut, a nie tylko przez połowę tego czasu. Dlatego w szatni było spokojnie, a do tego cały czas byłyśmy skoncentrowane. Z takim rywalem moment zawahania wystarczy, aby cała przewaga zniknęła bardzo szybko - mówi rozgrywająca Wisły Can-Pack Kraków, Paulina Pawlak.
news

Koszykarki Wisły Can-Pack Kraków w 2. kolejce spotkań Euroligi sprawiły sporą niespodziankę, pokonując na wyjeździe niezwykle mocny Spartak Moskwa Region 74:62. 8 punktów, 5 zbiórek, 3 asysty i 2 przechwyty miała w tym spotkaniu Paulina Pawlak, która dodatkowo pełniła funkcję kapitana. Z obwodową „Białej Gwiazdy” rozmawia Adam Wall.

W jednym z wywiadów przed mecze powiedziała pani, że do Rosji jedziecie po zwycięstwo. Naprawdę tak mocno wierzyła w sukces zespołu? Nie da się ukryć, że w wyjazdowym starciu ze Spartakiem skazywane byłyście na porażkę.

- Doskonale zdawałyśmy sobie sprawę, że wszyscy stawiają na drużynę z Moskwy. Ten zespół doskonale radzi sobie na własnym parkiecie, a niewielu drużyną udało się tam wygrać. Początek rozgrywek Euroligi rządzi się jednak swoimi prawami. Wiedziałyśmy, że wiara góry przenosi, tylko trzeba dążyć do realizacji zamierzonego celu. Od początku musiałyśmy narzucić swój styl gry, do tego mądrze bronić. Przez całe spotkanie żadna z nas nie straciła tej wiary, a że w ślad za tym poszła determinacja i walka. To przyniosło nam wygraną.

Wobec choroby Eweliny Kobryn, która do Moskwy nie poleciała z zespołem, objęła pani funkcję kapitana. Po takim spotkaniu w wykonaniu Wisły musiał to być niezwykle przyjemny obowiązek.

- Na pewno, ale podczas meczu o tym się nie myśli. Zresztą ja jestem tylko zastępczym kapitanem. Tę funkcję nadal sprawuje Ewelina Kobryn i wywiązuje się z niej doskonale.  Nie czuję się takim typowym kapitanem i chcę, aby „Ewka” wróciła jak najszybciej.

Wspomniała pani, że kluczem do zwycięstwa był udany początek spotkania w waszym wykonaniu. Do przerwy prowadziłyście różnicą czternastu punktów, co na tym poziomie stanowi sporą zaliczkę. W szatni była euforia, czy nadal twardo stąpałyście po ziemi?

- Wiedziałyśmy, że aby wygrać ze Spartakiem musimy walczyć przez 40 minut, a nie tylko przez połowę tego czasu. Dlatego w szatni było spokojnie, a do tego cały czas byłyśmy skoncentrowane. Z takim rywalem moment zawahania wystarczy, aby cała przewaga zniknęła bardzo szybko. Zresztą rosyjski zespół w drugiej połowie zagrał znacznie lepiej i tylko dzięki zachowaniu mobilizacji z pierwszej połowy udało nam się wskrzesić dodatkowe pokłady energii w obronie, a tym samym wygrać. Nasza defensywa była tego dnia niezwykle szczelna. W ataku graliśmy rozsądnie, ale to właśnie bardzo dobre krycie w obronie przyniosło wymarzony efekt. To był nasz dzień.

Ostatnią kwartę przegrałyście, ale wasza przewaga z perspektywy widza była niezagrożona. Na parkiecie miałyście podobne odczucia, czy pojawiła się niepewność?

- Trafił nam się przestój w ataku, co wynikało po części ze zmęczenia. Przewagę mogłyśmy jednak utrzymać właśnie w defensywie. Spartak odrobił część strat, zaczął grać skuteczniej, dlatego starałyśmy się grać jak najdłuższe akcje w ataku, aby wybić rywalki z uderzenia. To nam się udało. Nie da się grać na tak wysokim poziomie przez 40 minut, na szczęście kryzys przyszedł późno, a na dodatek zażegnałyśmy go obroną.

Zwycięstwo nad Spartakiem cały zespół zadedykował chorej Ewelinie Kobryn, ale patrząc na przebieg meczu oraz styl gry zespołu, jej braku w ogóle nie było widać na boisku. „Ewka” ma się czego obawiać po powrocie do drużyny?

- Może w telewizji brak naszej środkowej nie był widoczny, ale my jako zespół mocno odczuliśmy jej stratę, zarówno na boisku jak i poza nim. Na pewno nie będzie miała problemów z graniem i z minutami. Dla nas jest najważniejsze to, aby wyleczyła się do końca i w pełni wróciła do zdrowia. Ewka jest nam strasznie potrzebna, zwłaszcza że teraz co trzy dni gramy mecze.

Są jakieś prognozy, kiedy będzie można ją zobaczyć na parkiecie?

- Na razie ciężko jest na ten temat wyrokować. Lekarze chyba sami do końca nie wiedzą, kiedy będzie ją stać na powrót do wyczynowego uprawiania sportu. Ewa czuje się już zdecydowanie lepiej, ale nadal bierze silne leki. Do gry na pewno nie wróci w najbliższym tygodniu, co dalej, czas pokaże.

Jedną z zawodniczek Spartaka jest reprezentantka Czarnogóry i była koszykarka Wisły Can-Pack Kraków Jelena Skerovic. Po meczu gratulowała wam wygranej, czy też była mocno załamana porażką?

- Nie da się ukryć, że koszykarki gospodarzy po meczu nie były w najlepszych humorach, choć na początku miałyśmy odczucie, jakby trochę nas lekceważyły. Brak Ewki zrobił swoje, do tego w głowie miały świadomość tego, że w roli gospodarza raczej nie przegrywają. To wszystko się na nich zemściło. Ta sportowa złość wyszła z nich po przerwie, ale wtedy już nie mogły nas zatrzymać. Po meczu nie miałam już szansy porozmawiać ze Skerą.

W najbliższą sobotę w Łomiankach ślubowanie uczennic pierwszej klasy Szkoły Mistrzostwa Sportowego, której jest pani absolwentką. Jak pani wspomina tamten dzień?

- To był chyba pierwszy stresujący moment w szkole, ale sama uroczystość była bardzo miła. Chciałabym tam wrócić chociaż na chwilę. Niestety nie mogę być nawet jako gość, gdyż do Polski przyleciałyśmy prosto do Poznania, gdzie czeka nas kolejny mecz ligowy. Wiem jednak, że w Łomiankach będzie Magda Leciejewska, która z nami nie może jeszcze być. Na pewno będzie wspierała młode dziewczyny i świeciła przykładem. Cieszę się, że ta szkoła jeszcze jest i funkcjonuje, bo wiele dziewczyn wiele jej zawdzięcza.

Na pani ślubowaniu też był jakiś specjalny gość, czy też wtedy sama uroczystość była bardziej kameralna?

- To chyba było za wcześnie, bo SMS wówczas istniał jeszcze krótko. Były starsze dziewczyny, które chodziły z nami do szkoły, ale samych absolwentek, z tego co pamiętam, nie było.

udostępnij