Pierwszy mecz tego dnia lepiej rozpoczęli jednak koszykarze z Wrocławia. Skuteczny był zwłaszcza Artur Suchodolski, który po 6 minutach miał na koncie już 7 punktów. Głównie dzięki niemu WKK prowadziło 17:10. Poloniści się jednak nie poddawali, przyspieszyli grę, a przewagę wzrostu i szybkości udanie wykorzystywał Grzegorz Kulka. Wkrótce na tablicy znów zawidniał remis.
Po zmianie stron wrocławianie byli już tylko w cieniu. Zawodnicy WKK nie potrafili poradzić sobie z agresywną obroną strefową, a także mieli problemy z powrotem do obrony. Z kolei dobrą skutecznością popisywał się Daniel Nieporęcki, który w zaledwie 19 minut rzucił 20 punktów. Grą warszawian mądrze dyrygował za to Maciej Banach. Na jego koncie znalazło się 18 punktów, 6 zbiórek i 5 asyst. Głównie dzięki parze Banach - Nieporęcki Polonia wywalczyła siódmą lokatę na mistrzostwach Polski do lat 18.
5 miejsce na mistrzostwach Polski do lat 18 przypadło PBG Basketowi Junior Poznań. Gospodarze w swoim ostatnim spotkaniu na tym turnieju pokonali 88:67 MKS Novum Bydgoszcz.
Poznaniacy od samego początku narzucili bardzo szybkie tempo gry i większość punktów zdobywali po kontrach. Dobry frament w pierwszej kwarcie miał zaledwie 16-letni Filip Pruefer. Skuteczny w rzutach był także Marek Walczak i już w 11. minucie gospodarze objęli 11-punktowe prowadzenie (25:14).
Od stanu 18:14 PBG Basket odskoczyło na 32:16. Trener Eugeniusz Kijewski odważnie rotował swoimi podopiecznymi, a każdy z nich wnosił coś do gry. PBG Basket Junior pokazał nie tylko agresywną i szybką, ale też skuteczną koszykówkę. Chętnie do kontr biegał zwłaszcza Jakub Fiszer, który z 17 punktami był najskuteczniejszym zawodnikiem gospodarzy.
MKS Novum nie powiedziało jednak ostatniego słowa. Za sprawą skutecznego w podkoszowej strefie Damiana Jeszke w 28. minucie bydgoszczanie zmniejszyli straty do 10 punktów (44:54), jednak na więcej nie było już ich stać tego dnia. Zawodnicy PBG Basket Junior nie odpuszczali i ostatecznie wygrali różnicą 21 "oczek". Z dorobkiem 26 punktów i 12 zbiórek zawody skończył najbardziej produktywny na parkiecie Jeszke.
STK Czarni Słupsk pierwszym finalistą mistrzostw Polski do lat 18. Podopieczni trenera Roberta Jakubiaka pokonali 84:78. Wbrew zawody były dość jednostronne. Co ciekawe Rosa Sport w samej czwartej kwarcie rzuciła więcej punktów (40) niż przez trzy poprzednie.
Radomianie rozpoczęli jednak zawody od mocnego akcentu, napędzając ofensywę. Już po trzech minutach prowadzili 8:3 i wydawało się, że przejmują kontrolę nad przebiegiem zawodów. Słupszczanie utrzymywali jednak wysoki poziom koncentracji, a ich grą mądrze dyrygował Wojciech Jakubiak. Czarni na przełomie drugiej i trzeciej kwarty zanotowali fantastyczną serię 22:0. W tym czasie zawodnicy Rosy Radom pudłowali na potęgę i razili bezradnością.
Obraz meczu raz jeszcze uległ jednak zmianie. Gdy z boiska zeszli opanowany Jakubiak i dominujący w polu trzech sekund Kacper Borowski (22 punkty i 22 zbiórki), radomianie zaczęli szaleńczą pogoń. Co ciekawe koszykarze z Mazowsza zaczęli grać lepiej gdy za 5 przewinienie parkiet musiał opuścić najlepszy w Rosie Sport Mikołaj Witliński.
Agresywny pressing, a także forsowanie tempa gry przez radomian przyniosły efekty. Pogubieni i pewni już zwycięstwa słupszczanie dali się ograć 31:5 w pewnym momencie czwartej kwarty, a ostatnie 10 minut przegrali 21:40. W 39. minucie po serii trójek Rosy Sport było już nawet tylko 78:63. Nawet to, że radomianie w samej czwartej kwarcie rzucili więcej punktów niż poprzednie 30 minut nie wystarczyło im do zwycięstwa.
Drugi półfinał był zdecydowanie najlepszym spotkaniem podczas finałów mistrzostw Polski do lat 18. Oba zespoły od samego początku szły łeb w łeb, a zawody obfitowały w emocjonujące zagrania. W samej pierwszej połowie prowadzenie zmieniało się 13 razy!
Więcej energii i determinacji wykazywali koszykarze GTK Gdynia. Jakub Derkowski inteligentnie napędzał grę zespołu, a jego koledzy dobrze dzielili się piłką. Popis skuteczności z dystansu dał Bartosz Wróbel. Już w pierwszej kwarcie 17-letni obrońca trafił 7 z 8 trójek i schodząc na przerwę miał na koncie 25 punktów.
Trefl nie mógł narzucić swojego stylu, a podopieczni trenera Marcina Lichtańskiego grali dość pasywnie i mało odważnie. W grze trzymał ich tylko Daniel Szymkiewicz, który do przerwy zdobył 19 punktów, imponując agresywnością i wszechstronnością. Ogólnie rzecz ujmując sopocianie w samej pierwszej połowie popęłnili 11 strat.
Po zmianie stron gdynianie nieco zatracili swoją fantastyczną skuteczność, a Trefl otworzył drugą połowę serią 9:0 i wrócił do gry. Szymkiewicz wreszcie otrzymał wsparcie od reszty kolegów, jednak jemu jak i pozostałym sopocianom brakowało konsekwencji. W 28. minucie Trefl przegrywał już tylko 53:57.
Podopieczni trenera Marcina Lichtańskiego wzmocnili defensywę i byli w natarciu. Po trzech minutch trzeciej kwarty po trafieniu Jakuba Schenka na tablicy widniał remis po 60. Wówczas świetną zmianę dał jednak będący dotychczas poza grą Filip Struski. Szybko rzucił pięć kolejnych punktów i GTK znów wróciło na prowadznie. 4 minuty przed końcem było 69:64. W końcówce ważne rzuty trafiał jednak Schenk.
Minutę przed ostatnim gwizdkiem goniący przez cały mecz Trefl wyszedł na nieznaczne prowadzenie. Ostatnie kilkadziesiąt sekund to prawdziwy horror. 13 sekund przed końcem przy 2-punktowym prowadzeniu Trefla piłkę przechwycił Derkowski i spod kosza na remis rzucił Jakub Pietkiewicz. Ostatnie słowo należało więc do zespołu Lichtańskiego. Po przerwie na żądanie Paweł Dierżak źle wybił aut. Piłkę przechwycił Przemysław Żołnierewicz i zdobył punkty na wagę zwycięstwa. W ostatniej akcji rzut rozpaczy wykonywał jeszcze Szymkiewicz, ale ta próba nie miała szans na powodzenie.