Adam Metelski: Porażki nie zmieniły atmosfery w zespole

- Wiem, że jestem najbardziej doświadczony. Czasami staram się coś doradzić, ale w naszej drużynie główny głos ma trener i to on decyduje. Ja jedynie mogę czasami pomóc. Grałem w ekstraklasie cztery lata, ale w Poznaniu spotkałem prawdziwych pasjonatów koszykówki - mówi środkowy AZS Politechniki Big-Plus, Adam Metelski.
news Zdjęcia | kurian

Rzadki obrazek w tym sezonie. Zmęczony, ale szczęśliwy Adam Metelski cieszy się wspólnie z kolegami ze zwycięstwa w meczu ligowym…

- Dokładnie trzeci raz mieliśmy taką okazję. Wygrana bardzo cieszy, bo pozwala z większą nadzieją patrzeć w przyszłość. Dla wielu chłopaków jest to dopiero pierwszy sezon w pierwszej lidze, dlatego cały czas wspólnie uczymy się tej koszykówki. Końcówka sezonu moim zdaniem będzie zdecydowanie lepsza niż początek.

Pana dobra postawa na początku meczu mocno pomogła drużynie uwierzyć w wygraną. Szybkie pięć punktów, do tego okraszone dużą liczbą zbiórek. Takiego Adama Metelskiego AZS Politechnika Big-Plus Poznań bardzo potrzebuje.

- Na początku zwycięskiego meczu ze Zniczem Basket miałem sporo energii, później koledzy przejęli pałeczkę, zaczęli zdobywać punkty i stąd ten sukces. To było jedyne spotkanie w tym sezonie, w którym prowadziliśmy od początku do końca. Nawet nie było momentu, aby rywale doprowadzili do remisu. Tego dnia byliśmy zdecydowanie bardziej rozsądni niż rywale.

Ostatnie miejsce na koniec rundy w dodatku z dużą stratą do dziesiątej drużyny nigdy nie jest specjalnie motywujące. Ze spokojną głową spędził pan przerwę świąteczno-noworoczną?

- Nie jest to łatwa sytuacja, ale tak jak powiedziałem wcześniej, większość chłopaków debiutuje w tej lidze. Mam nadzieję, że wygramy jeszcze kilka spotkań. Są drużyny, z którymi możemy powalczyć. Może też uda sprawić się jakąś niespodziankę, taką jak choćby wygrana z Polski Cukrem SIDEn w pierwszej rundzie. Nie da się ukryć, że torunianie zaliczani są przecież do ścisłej ligowej czołówki.

Pochodzi pan z Poznania, ale mimo to pana przyjście do Politechniki z ekstraklasowej Polpharmy Starogard Gdański dla wielu było zaskoczeniem. Dlaczego zdecydował się pan na ten ruch?

- Jestem z Poznania i to był główny powód. Poza tym oprócz gry w koszykówkę cały czas jeszcze studiuję na dwóch kierunkach. Chciałbym wreszcie dokończyć te studia, a gra poza domem mi to uniemożliwiała. Postanowiłem w tym roku przysiąść przy książkach, ale nie zapomnieć przy tym o koszykówce. W Politechnice udało mi się pogodzić te dwie rzeczy.

Rozumiem, że studiuje pan w Poznaniu?

Tak. Jedna uczelnia to Uniwersytet im. Adam Mickiewicza a druga Uniwersytet Ekonomiczny.

Przynajmniej na halę ma pan blisko, bo przecież AZS Politechnika Big-Plus rozgrywa swoje mecze na hali sportowej należącej do Uniwersytetu im. Adam Mickiewicza.

- Główna siedziba uczelni jest w innym punkcie miasta, ale rzeczywiście ten obiekt należy do mojej szkoły. Na tej hali regularnie też trenujemy.

AZS Politechnika Big-Plus do tej pory wygrała w lidze trzy razy, za każdym razem po meczach w Poznaniu. Na wyjazdach prezentujecie się zdecydowanie gorzej, dlaczego?

- Rzeczywiście tak jest. Jedyny mecz na styku poza Poznaniem rozegraliśmy w inauguracyjnej kolejce w Łańcucie. Później było już gorzej.

A bez chociaż jednego dobrego spotkania na wyjeździe ciężko będzie wam o utrzymanie w lidze, bo przewagi własnego parkietu w play-out możecie już nie wywalczyć.

- Jesteśmy nieobliczalni. Zespół, jeszcze beze mnie w składzie, też nie miał przewagi własnego parkietu przed rokiem, a mimo to zdołał wywalczyć awans do pierwszej ligi, choć mało kto na to liczył. Miejmy nadzieję, że ta pasja koszykówki wśród chłopaków znów zwycięży i uda nam się sprawić kolejną niespodziankę. Z połową drużyn próbującą uniknąć play-out możemy spokojnie powalczyć. Musimy tylko pamiętać o unikaniu błędów własnych oraz zapobiegać przestojom w ataku. Jeśli uda nam się to wyeliminować, mamy ogromną szansę na pozostanie w tej lidze.

Niemal po każdym spotkaniu ligowym jest pan zmęczony niemiłosiernie, ale akurat styl gry Akademików nie zawsze służy wysokim zawodnikom. Nie da się ukryć, że jako zespół gracie bardzo żywiołową koszykówkę, głównie za sprawą nieobliczalnego Pawła Hybiaka.

- Akurat przed meczem ze Zniczem Basket miałem zajęcia w szkole i może przez to byłem bardziej zmęczony. Rzeczywiście nasi obwodowi gracze lubią biegać, a mi nie pozostaje nic innego jak starać się za nimi nadążyć.

Na samym początku naszej rozmowy podkreślił pan, że wielu zawodników w drużynie AZS Politechniki Big-Plus nie ma doświadczenia pierwszoligowego. Pan na swoim koncie ma kilka sezonów w ekstraklasie, czy to oznacza, że czuje się pan mentalnie liderem zespołu?

- Wiem, że jestem najbardziej doświadczony. Czasami staram się coś doradzić, ale w naszej drużynie główny głos ma trener i to on decyduje. Ja jedynie mogę czasami pomóc. Grałem w ekstraklasie cztery lata, ale w Poznaniu spotkałem prawdziwych pasjonatów koszykówki. Oni oprócz pracy w każdej wolnej chwili starają się oglądać NBA, Euroligę i PLK. Później przychodzą na treningi, gdzie nie ma ją z tego tytułu dużych korzyści finansowych. Oni robią to, bo kochają koszykówkę. Oby jak najwięcej takich pasjonatów.

Pan pochodzi z Poznania, ale dla ludzi grających w AZS Politechnika Big-Plus pośrednio jest człowiekiem z zewnątrz, gdyż w poprzednim sezonie, a nawet latach nie miał pan okazji regularnie przebywać z tymi zawodnikami. Mimo tego, że w lidze wiedzie wam się nienajlepiej, a przed meczem wspólnie z trenerem musicie zadbać o przygotowanie hali do meczu, widać, że w waszym zespole atmosfera jest bardzo dobra.

- Mimo tych porażek atmosfera cały czas jest dobra. W niektórych zespołach obniżono by pewnie pieniądze, część osób obraziłaby się na siebie, a tutaj tak nie jest. Może dzięki temu udało się wygrać przed Świętami Bożego Narodzenia drugi mecz w lidze, a na początku roku trzeci.


Adam Wall

udostępnij