Prowadzeni przez Łukasza Rubczyńskiego koszykarze z Żar do ćwierćfinałów dostali się w miejsce Sudetów Jelenia Góra i poziomem nieco odstawali od pozostałych zespołów grających w grupie VIII. Chromik dwa swoje wcześniejsze spotkania przegrał wyraźnie. Podobnie było również w trzecim. Już po pierwszej kwarcie drużyna MKS Katarzynka Toruń prowadziła różnicą czternastu punktów (20:6), dzięki czemu w kolejnych odsłonach mogła kontrolować wynik.
Od tego momentu torunianie grali nonszalancko, zaczęli popełniać dużo strat w ataku. Najsłabsze zawody podczas ćwierćfinałowego turnieju rozgrywał podwajany, a często nawet potrajany Przemysław Karnowski (16 punktów i 9 zbiórek), który miał przeciętną skuteczność rzutową 36%. W porównaniu do poprzednich spotkań wymusił też zdecydowanie mniej fauli (5). Ostatecznie Katarzynka wygrała różnicą dwudziestu trzech punktów (59:36) i jak się później okazało ta przewaga nie gwarantowała awansu do półfinału.
GTK Gdynia grało w Pruszkowie ze zmiennym szczęściem. Na otwarcie ćwierćfinałowego turnieju zespół z Trójmiasta przegrał z Katarzynką Toruń różnicą dziesięciu punktów (59:69), choć do przerwy prowadził trzema. Dzień później nie dał szans Chromikowi Żary (71:42). Przed spotkaniem z MKS-em Pruszków podopieczni Janusza Kociołka mieli świadomość, że nawet jednopunktowa wygrana z faworyzowanym rywalem, może im zapewnić awans do kolejnej fazy turnieju. Ta informacja wyraźnie dodała im skrzydeł. GTK przegrywało na początku 4:8, ale dzięki serii rzutów za trzy punkty wyszło na pięciopunktowe prowadzenie (13:8). W porównaniu do poprzednich spotkań, pruszkowianie praktycznie nie kryli pressingiem, a sami w ataku popełniali proste błędy. Efekt?
Po dwóch kwartach GTK prowadziło 33:28, mając dobrą skuteczność rzutów za trzy punkty (7/15). Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie, a pruszkowianie tylko na moment potrafili wyjść na prowadzenie. Na domiar złego na początku trzeciej kwarty z powodu kontuzji stawu skokowego boisko musiał opuścić Tomasz Duniec, który w dwóch poprzednich spotkaniach był podstawowym zawodnikiem swojego zespołu. Nierówno grali dwaj liderzy MKS-u Jakub Romanowicz (23 pkt oraz 9 zbiórek) i Michał Sokołowski (25 pkt i 12 zbiórek). Obaj popełnili w sumie 12 strat, przy tylko dwóch przechwytach. Gospodarze słabo wykonywali też rzuty wolne (12/23), przy obronie strefowej rywali rzadko decydowali się na rzuty z obwodu (2/10). Na trzy minuty przed końcem gdynianie prowadzili różnicą ośmiu punktów (63:55) i wówczas zaczęli grać nerwowo. Trzy straty popełnił David Brembley, jedną Robert Kolka. Słabszą grę w ataku rywali wykorzystali zawodnicy MKS-u i na niecałe dziesięć sekund przed końcem przegrywali już tylko 62:63. Nie potrafili jednak wykorzystać akcji w ataku, a faulowany Brembley pewnie wykorzystał dwa rzuty osobiste, choć ostatniego według zaleceń trenera miał nie trafiać. Na 3 sekundy przed końcem od środka rozpoczęli pruszkowianie, ale rzut Sokołowskiego z siedmiu metrów okazał się niecelny. Po meczu trenerzy GTK Janusz Kociołek i Maciej Szelągowski długo nie mogli uwierzyć w sukces swojego zespołu, a wspólna radość koszykarzy i ich rodziców na środku parkietu trwała dobre pięć minut.
Adam Wall