Gospodarze finałowego turnieju rozpoczęli od mocnego uderzenia. Po kilku pierwszych akcjach prowadzili 10:0, osiągając głównie przewagę fizyczną nad rywalami. Udany początek szybko ich jednak uspokoił. Ten moment wykorzystali mistrzowie Polski kadetów z 2009 roku, którzy rzucili dziewięć punktów z rzęd, lecz jak się później okazało, była to ich najmniejsza strata w meczu.
MKS przygniatającą przewagę osiągnął głównie w drugiej, wygranej aż 31:14, kwarcie. Już na jej zakończenie bliski zanotowania triple-double był Michał Sokołowski, który do przerwy miał 10 punktów, 8 zbiórek i 7 asyst. - Dla mojego zespołu sam awans do turnieju finałowego jest już dużym sukcesem. Niestety pierwsza połowa nam totalnie nie wyszła. Na szczęście później było już lepiej - przyznał opiekun Zastalu Bogusław Onufrowicz.
Po 20 minutach MKS prowadził 52:29, a podczas finałowego turnieju była to najwyższa przewaga któregoś z zespołów. - W przerwie starałem się przekonać swoich zawodników do cierpliwej gry. Prosiłem, żeby zaczęli tak jakby na tablicy świetlnej widniał remis, gdyż obawiałem się pewnej nonszalancji w ich grze - wyjaśnił trener MKS-u Tomasz Kwasiborski.
W drugiej połowie stroną dominującą był jednak Zastal. Ambitni zielonogórzanie cierpliwie odrabiali straty, momentami tracąc do rywali mniej jak dziesięć punktów. - Kilka niefortunnych akcji sprawiło, że rywale nas doszli. Zewnętrznie byłem spokojny, ale ciśnienie mi skoczyło, zwłaszcza gdy Zastal zaczął grać lepiej w czwartej kwarcie - tłumaczył Kwasiborski.
Ostatecznie ekipa z Winnego Miasta przegrała 72:89, ale po meczu trener Zastalu nie był załamany. - Jeżeli podczas kolejnych spotkań będziemy podejmować takie decyzje jak w drugiej połowie, to niejednego jesteśmy w stanie jeszcze zaskoczyć w tym turnieju - zakończył.
Adam Wall