Do dziesiątej kolejki niepokonani w Toruniu byli koszykarze SIDEnu. Gracze Grzegorza Sowińskiego wygrali pięć wcześniejszych spotkań, ale musieli w końcu uznać wyższość rywali. Lepsi od beniaminka okazali się koszykarze SKK, zespół również obdarzony dużym potencjałem kadrowym. Siedlczanie, którzy prowadzili przez dłuższy czas, przy wyniku 57:56 na siedem minut przed końcem uzyskali dziewięć punktów z rzędu i tej przewagi nie roztrwonili już do końca. SKK udało się zatrzymać zwłaszcza Jacka Jareckiego. Najskuteczniejszy strzelec rozgrywek długo nie mógł przekroczyć bariery 2 punktów, ostatecznie kończąc zawody z dorobkiem 10 (3/10 z gry). Dobrą dyspozycję w polu trzech sekund zaprezentował Łukasz Ratajczak (20 pkt i 9 zbiórek).
Blisko, bardzo blisko pierwszego zwycięstwa w sezonie byli koszykarze PoloMarket Sportino Inowrocław. Zespół z Kujaw w 24. minucie prowadził w Pruszkowie już różnicą osiemnastu punktów, ale pod naporem gospodarzy musiał ustąpić w końcówce. Znicz Basket ostatnie dziesięć minut wygrał 26:10, dominując w tym fragmencie meczu w polu trzech sekund. Miejscowi walkę na obu tablicach wygrali 47:29, choć do przerwy był remis 15:15. Najskuteczniejszym graczem spotkania był Grzegorz Malewski (21 pkt i 10 zbiórek).
Pół roku w sporcie to szmat czasu, przekonali się o tym w Krośnie. Na wiosnę Delikatesy Centrum PBS Bank MOSiR Krosno po wygranej nad MKS Budimex Polonia Przemyśl przypieczętowały swój awans do pierwszej ligi. „Niedźwiadki” w wyższej klasie rozgrywek znalazły się dopiero kilka miesięcy później, kiedy klub zdecydował się na wykupienie tak zwanej „dzikiej karty”. W obecnych rozgrywkach nieporównywalnie lepiej prezentuje się Polonia. Zespół z Przemyśla wygrywa głównie na własnym parkiecie, dzięki czemu cały czas traci niewiele do miejsca gwarantującego grę w play-off. W 10. serii spotkań Polonia w dobrym stylu pokonała MOSiR, znacznie rzadziej tracąc seriami punkty. Drużynie z Krosna nie pomogły 24 punkty Dariusza Oczkowicza, który podobnie jak Rafał Partyka nie opuścił boiska ani na sekundę.
Grali w sobotę:
Lublin to nie jest szczęśliwe miasto dla Sokoła Łańcut. Drużyna z Podkarpacia po wyjazdowym starciu z Novum już w pierwszej rundzie pożegnała się z rozgrywkami o Puchar Polskiego Związku Koszykówki. Wówczas przez większą część zawodów trener Dariusz Kaszowski korzystał jednak z graczy rezerwowych. W lidze Sokołowi szło znacznie lepiej. Do dziesiątej kolejki łańcucianie punkty stracili tylko raz, przegrywając w Radomiu po ostatniej akcji meczu. Start odniósł bardziej przekonywujące zwycięstwo, choć do dziewiątej minuty nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy. Po akcji Bartosza Dubiela goście prowadzili w Lublinie 14:6, ale wtedy w ich grze coś się zacięło. Ten moment wykorzystali gracze Dominika Derwisza, zdobywając 14 punktów z rzędu. Sokół w trzeciej kwarcie zdołał jeszcze wyjść na prowadzenie (30:28 w 22. Minucie), lecz gospodarze cały czas czekali na błędy rywali. Wykorzystali je w ostatniej części meczu od stanu 44:39 rzucając dziesięć punktów z rzędu. Tych strat łańcucianie nie potrafili już odrobić. Nieobecność Macieja Klimy oraz ponowne problemy zdrowotne Marcela Wilczka drużyna Startu wykorzystała niemal bezbłędnie. Ponad połowę punktów dla lubelskiego zespołu zdobyli gracze podkoszowi, najwięcej doświadczony Przemysław Łuszczewski (18 pkt i 18 zbiórek) oraz wyróżniający się już od jakiegoś czasu Paweł Kowalski (14 pkt i 6 zbiórek). Sokołowi nie pomogło double-double Bartosza Dubiela (14 pkt i 12 zbiórek).
Trzeci nieudany wyjazd w stosunkowo krótkim czasie zanotowali koszykarze Spójni Stargard Szczeciński. Po porażkach z Sokołem Łańcut i Startem Gdynia zespół Tadeusza Aleksandrowicza tym razem punkty stracił w Dąbrowie Górniczej, gdzie miejscowi bezwzględnie wykorzystali wszystkie błędy rywali. Znanej z dobrej gry w obronie Spójni miejscowi rzucili aż 91 punktów, wygrywając każdą z czterech kwart. Mimo pięciu strat katem przyjezdnych okazał się Michał Wołoszyn - 24 pkt, w tym 5/5 za trzy punkty.
Nie ma mocnych na Łukasza Pacochę! Wielu trenerów pierwszoligowych drużyn często podkreśla, że aby pokonać AZS, należy zatrzymać tego właśnie obrońcę. Sudetom się to nie udało, dlatego przegrały w Szczecinie, w którym do tej pory nie wygrał jednak jeszcze nikt. Sam Pacocha z parkietu nie zszedł ani na sekundę, w tym czasie zdobywając 36 punktów (12/20 z gry i 10/11 za 1). O zwycięstwie gospodarzy przesądziła trzecia kwarta, wygrana przez AZS 29:19. Dobrze w roli rozgrywającego Akademików wypadł Michał Dudek (10 pkt, 9 asyst i ani jednej straty). Tradycyjnie najskuteczniejszym graczem Sudetów był Łukasz Niesobski, zdobywca 29 punktów.
Do końca października AZS z sześciu ligowych spotkań wygrał tylko jedno, choć podczas meczów kontrolnych przed sezonem prezentował się dobrze. Krótka pauza, wymuszona przez nieparzystą liczbę drużyn pomogła jednak drużynie Jarosława Krysiewicza. Łącznie z zawodami o Puchar Polskiego Związku Koszykówki zespół z Kutna wygrał już czwarty kolejny mecz, w tym trzeci ligowy. W sobotę Akademicy odnieśli najbardziej przekonywujące zwycięstwo w historii swoich występów na zapleczu Tauron Bakset Ligi. Kutnianie ograli mocną kadrowo Rosę, w szeregach której zabrakło Rafała Glapińskiego. Podopieczni Piotra Ignatowicza trzecią kwartę przegrali aż 5:22, nie rzucając żadnego punktu z gry! 18 punktów dla AZS zdobył Aleksander Perka.
Pauzuje: Start Gdynia