Grupa A: Niepokonane GTK zagra w finale

W meczu na szczycie grupy A GTK Gdynia pokonało MKS Pruszków 62:55 i zagra w niedzielnym finale mistrzostw Polski młodzików. Dla podopiecznych Tadeusza Noska było to ósme zwycięstwo z rzędu na centralnym szczeblu rozgrywek.

zobacz statystyki meczu

Kiedy na pół godziny przed meczem za zgodą trenera próbowałem wyciągnąć z rozgrzewki jednego z koszykarzy GTK, 14-letni Michał Zdonek odpowiedział za kolegę: - Proszę poczekać z tę sprawą dwie godziny, bo za chwilę gramy bardzo ważny mecz. Potem będziemy do pana dyspozycji.

- Dla nich to jest pierwsza wielka impreza. Jeździliśmy na różnego rodzaju turnieje, ale to nie to samo co mistrzostwa Polski. Wiem, że chłopcy nie mogli jeszcze zasnąć po północy. Całe szczęście, że graliśmy dopiero o szesnastej, dzięki temu mogli odespać. Odpowiedź Michała świadczy tylko o tym, jak poważnie chłopcy podeszli to tego turnieju  - tłumaczył zachowanie swojego podopiecznego trener GTK, Tadeusz Nosek.

Oba zespoły już w piątek zapewniły sobie awans do strefy medalowej, ale zwycięzcę czekała walka w finale z najlepszym zespołem grupy B. Przegrany był pewny gry o brąz. Przez pierwsze trzy minuty zespoły nie potrafiły zdobyć punktu. Pierwsi niemoc przerwali zawodnicy GTK, którzy po akcjach Krystiana Chamerka i Artura Podgórskiego objęli siedmiopunktowe prowadzenie. Pruszkowianie celny rzut do kosza oddali dopiero w szóstej minucie meczu. Momentami przegrywając nawet 3:17. - Przegraliśmy ten mecz w głowach. Zadania, które zawodnicy realizowali przez całą drogę do turnieju finałowego, w starciu z GTK gdzieś nam pouciekały - żałował trener MKS-u Bartłomiej Przelazły.

Pruszkowianie pierwszą kwartę przegrali 7:19, ale w drugiej obraz gry uległ zmianie. Druga piątka gdyńskiego zespołu przez pierwsze cztery minuty  nie zdobyła punktu, tracąc w tym czasie osiem. Na zakończenie tej części meczu piąte przewinienie popełnił Wiktor Borzycki, który równo z kończącą kwartę syreną sfaulował pod koszem Jakuba Strzeleckiego. Ten nie wykorzystał jednak żadnego z trzech rzutów wolnych (1/6 w całym meczu). - Jego pseudonim boiskowy brzmi Szajba, to wszystko tłumaczy - komentował Nosek.

Losy meczu rozstrzygnęły się na przełomie trzeciej i czwartej kwarty. GTK w tym czasie wyszło na szesnastopunktowe prowadzenie (55:39), którego nie straciło do końca pomimo pięciu przewinień dwóch podstawowych zawodników Pawła Kreffta oraz Michała Zdonek. - Gdynia jest od nas silniejsza fizycznie i to wykorzystała. Niestety nasza technika w tym meczu się nie przydała - żałował szkoleniowiec MKS-u Wojciech Rogowski.

W końcówce trenerzy zespołu z Pruszkowa postawili na dwóch najniższych zawodników w swoim zespole: Seweryna Radomskiego i Mateusza Stępkowskiego. - Przyniosło to wymierne efekty, bo z czternastu punktów zeszliśmy na cztery. Niestety zabrakło czasu. Mecz trwa jednak czterdzieści minut, a nie dwie ostatnie minuty. Wcześniej to my popełniliśmy więcej błędów, zwłaszcza niewymuszonych strat - tłumaczył Przelazły.

Po meczu trener GTK wyglądał na bardziej zmęczonego niż cały jego zespół, a pod spływał mu z czoła po obu stronach twarzy. - Pracowałem w obronie, bo ten element czasami szwankował - żartował opiekun ekipy z Trójmiasta. - Co prawa poruszałem się na aucie, ale to zawsze coś.

Adam Wall

udostępnij