Agnieszka Kaczmarczyk: Znowu byłyśmy zespołem

- Zawsze jest tak, że gdy wyjdzie kilka akcji w ataku i obronie gra się łatwiej, tak też było w naszym przypadku. Przy wsparciu niesamowitych kibiców potrafiłyśmy odskoczyć na kilka punktów i utrzymać tę przewagę do końca - tłumaczy Agnieszka Kaczmarczyk, która w zwycięskim spotkaniu z Niemkami zadebiutowała w pierwszej piątce.
Po udanej grze, zwłaszcza w drugiej połowie, Polska pokonała Niemcy 75:60 w drugim spotkaniu mistrzostw Europy kobiet. Sprawdziła pani liczbę minut, które spędziła w tym meczu na boisku?

- Przyznam się szczerze, że nie, ale chyba kilka ich było…

Dokładnie 28. Więcej na parkiecie przebywała tylko Ewelina Kobryn, której doświadczenie reprezentacyjne jest nieporównywalnie większe od pani. Występ w pierwszej piątce stanowił dodatkowy bodziec do ciężkiej pracy?

- Zaskoczyła mnie ta decyzja naszych trenerów i chyba nieco zestresowała. Pierwszy raz, od kiedy mam przyjemność gry w kadrze seniorek, wyszłam na plac gry w pierwszej piątce. Było to dla mnie bardzo duże wyróżnienie i jeszcze większy kredyt zaufania ze strony szkoleniowców.

O tej decyzji dowiedziała się pani podczas rozgrzewki. W momencie jej ogłoszenia ciśnienie lekko skoczyło?

- Nie da się ukryć, że pojawiła się „lekka fala gorąca”. Mamy jednak swoją panią psycholog, która pomaga nam się odprężyć. Po krótkiej chwili początkowy stres więc minął. Gdy wyszłam na parkiet czułam się już normalnie.

Wobec nieco zaskakującego zwycięstwa Czarnogóry z Hiszpanią, konfrontacja z Niemkami nie była dla was spotkaniem ostatniej szansy, ale w przypadku porażki o wyjście z grupy byłoby bardzo ciężko.

- Ten mecz wyzwolił w nas dodatkowe pokłady energii i jeszcze bardziej zmobilizował. Z tym przysłowiowym nożem na gardle chyba gra się nam najlepiej. Podczas meczu z Niemcami udało nam się stworzyć zespół, który wspierał się wzajemnie w najważniejszych momentach. To było kluczem do zwycięstwa, bo tylko poprzez zespołową grę możemy odnieść sukces.

Co takiego stało się z grą naszej kadry w drugiej kwarcie? Przez siedem minut nie zdobyłyście punktu, co na tym poziomie zawsze jest deprymujące. Zwłaszcza w spotkaniach rozgrywanych w roli gospodarza.

- Same nie wiedziałyśmy, że ta niemoc trwała tak długo. Dopiero trener wchodząc do szatni nam to uświadomił. Nie jestem w stanie wytłumaczyć, dlaczego nasza gra w tym fragmencie była tak słaba.

W drugiej połowie zdominowałyście jednak przebieg wydarzeń na boisku. Zwłaszcza w trzeciej kwarcie, wygranej różnicą dziewięciu punktów. Doping katowickiej publiczności podniósł was na duchu?

- Zawsze jest tak, że gdy wyjdzie kilka akcji w ataku i obronie gra się łatwiej, tak też było w naszym przypadku. Przy wsparciu naszych niesamowitych kibiców potrafiłyśmy odskoczyć na kilka punktów i utrzymać tę przewagę do końca. Atmosfera na hali była dziś chyba jeszcze lepsza niż dzień wcześniej. Mam nadzieję, że tak będzie dalej, bo to zawsze dużo daje.

Kiedy wyszła pani pierwszy raz na parkiet Spodka nogi nieco się ugięły? Agnieszka Szott w sobotę przyznała, że taka atmosfera dodatkowo mobilizuje ją do walki. Dla zawodniczek, które zwykle grają na znacznie mniejszych halach, gra na takim obiekcie to jednak przeżycie.

- To było po nas widać w sobotę. Co prawda trenowałyśmy tu wcześniej, ale to nie to samo. Nie da się ukryć, że część z nas była w lekkim szoku. Do tego ta minuta ciszy upamiętniająca tragicznie zmarłą Małgosię Dydek. Myślę, że każdej z nas zakręciła się w tym momencie łezka w oku.

Zgodzi się pani z określeniem człowiek od czarnej roboty? W kadrze otrzymuje pani bowiem najczęściej niewygodne zadania, których często nie można odnaleźć w statystkach meczowych.

- Rzeczywiście taką mam rolę, zarówno w lidze jak i w kadrze. Mogę być koszykarką od czarnej roboty, byleby tylko nasz zespół wygrywał mecze, a moja gra była przydatna dla drużyny. To jest dla mnie najważniejsze.

W poniedziałek rywalek Polski będzie Hiszpania. Nie miałyście okazji oglądać spotkań z udziałem tej reprezentacji na hali katowickiego Spodka, ale o tym rywalu wiecie sporo. Przed imprezą ta drużyna zaliczana była nawet do ścisłego grona faworytów do złota.

- Mam to szczęście, że od czasu gry w kadrze juniorek regularnie spotykam się z tą reprezentacją. Bardzo dobrze znamy ten zespół, jeszcze lepiej ich mocne strony. Ich nie da się ukryć, bo większość drużyny stanowią zawodniczki światowej klasy. W poniedziałek od samego rana gruntownie będziemy się jednak przygotowywać do tego meczu. Nasza taktyka będzie podobna. Przede wszystkim musimy zagrać zespołowo, przede wszystkim w obronie.

udostępnij