Żurowska: Celem Igrzyska Olimpijskie

- Moje prywatne cele i założenia drużyny są zbieżne. Przede wszystkim chcemy zagrać na Igrzyskach Olimpijskich i o tym każdy ze sportowców marzy. Dlatego podstawowym celem jest uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej - mówi Justyna Żurowska przed pierwszym meczem Mistrzostw Europy.
Jakie zakładasz sobie cele na EuroBasket Kobiet 2011?

- Moje prywatne cele i założenia drużyny są zbieżne. Przede wszystkim chcemy zagrać na Igrzyskach Olimpijskich i o tym każdy ze sportowców marzy. Dlatego podstawowym celem jest uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej.

Czyli zwycięstwo na EuroBaskecie Kobiet i pewny awans na Igrzyska Olimpijskie, a później spotykamy się już w Londynie?

- Marzę o tym.

Czy masz kontakt z zawodniczkami ze "złotej kadry" z 1999 roku?

- Miałyśmy kontakt. Aktualnie są to dojrzałe kobiety, matki i w dużej mierze nie są związane już z koszykówką. Jednak te, które są menedżerkami czy po prostu pracują przy koszykówce, utrzymują z nami kontakt. Edzia Koryzna, co prawda nie była w tamtym składzie, ale była blisko kadry, a ze mną grała w zespole, więc miałam mnóstwo okazji, żeby z nią rozmawiać. Czasami dyskutowałyśmy o mistrzostwach z 1999 roku. Kadrowiczki z tamtej kadry w jakimś sensie nadal się czuje. One nie miały żadnych innych cech niż te, które my mamy. Miały jednak Małgorzatę Dydek - koszykarkę, która narodziła się w naszym kraju. Była jedyna, niepowtarzalna, absolutnie wyjątkowa. Dziś nie mamy jej w swoich szeregach, ale będziemy walczyły, mając ją w sercach i pamięci.

Nie przeraża Was to, że skład w trakcie przygotowań tak mocno musiał być zweryfikowany? Mam na myśli Agnieszkę Bibrzycką, Magdę Leciejewską, Agnieszkę Majewską czy też Darię Mieloszyńską, chociaż zabrakło o wiele więcej dziewczyn.

- To jest nasza największa bolączka. Jest to trudne, ale nie tylko nasza kadra zmaga się z takimi problemami. Po sezonie nie miałyśmy czasu na regenerację i musiałyśmy zacząć przygotowania do Mistrzostw Europy. Jeżeli zbudujemy zespół, który będzie chciał grać i wygrywać, a nie tylko mówić o tym, że chce igrzyska, to uważam, że możemy podjąć rękawicę każdego zespołu. Nawet z Hiszpanią możemy zagrać doskonałe zawody i odnieść zwycięstwo. Aczkolwiek to zadanie będzie wyjątkowo trudne nawet z tego powodu, że Jose Hernandez trenuje w polskiej lidze i wszystkie Polki ma rozszyfrowane. Jak skupimy się na zespołowości, to możemy wygrać z każdym.

Przygotowanie motoryczne jest wyjątkowo trudne, a w jaki sposób przygotowujecie się mentalnie?

- Od ubiegłego roku pracujemy z dwiema psycholożkami. Czy to daje jakieś efekty? Czas zweryfikuje. Przyznam, że spotkanie z Edzią Koryzną, która odwiedziła nas na zgrupowaniu było bardzo wartościowe i motywujące. Największą jednak drogę do sukcesu widzę w naszej indywidualnej pracy i wysiłku sztabu trenerskiego.

Jak przekłada się zdobyte przez Ciebie doświadczenie z Euroligi na występy w reprezentacji?

- Znam graczy, z którymi miałam często kontakt na parkiecie. Ten kontakt jest najważniejszy. Dzięki Eurolidze można wyjść na parkiet bez strachu przed wielkimi nazwiskami, nie trzęsą się nogi. Bezpośrednia rywalizacja z tymi zawodniczkami jest ważniejsza niż tylko oglądanie wideo.

Z tego wynika, że nie obawiacie się takich zespołów jak Białoruś. Yelenę Leuchankę, Natalię Trofimową, Yulię Dureikę czy Natalię Marchankę znacie doskonale i z pewnością znacie wszystkie ich słabe punkty. To samo dotyczy Rosjanek czy też Hiszpanek.

- Strach, a respekt to są dwie inne sprawy. Na pewno szanujemy każdego z rywali i podchodzimy do tego profesjonalnie. Białoruś, Rosja, Hiszpania i Francja to są potęgi koszykarskie i z tymi drużynami teoretycznie nie mamy szans ani podstaw, żeby wygrać. Wiem też na co stać te dziewczyny, że są wysokiej klasy sportowcami i nie będzie nam z nimi łatwo.

Mając okazję wielokrotnie rozmawiać z naszymi reprezentantami i znając dziewczyny, wiem, że są to mądre i inteligentne osoby. Jesteś tego najlepszym przykładem, bo zdecydowałaś się robić doktorat. Na jakim etapie jest Twoja praca naukowa?

- Jestem na studiach doktoranckich. Cały plan mojej pracy powoli rodzi się w głowie. Na razie trochę skaczę z tematu na temat, ale najbliżej jest mi do koszykówki. Mam o tyle utrudnione zadanie, że nie ukończyłam AWF– u, a zarządzanie - ekonomię. Dlatego muszę znaleźć więcej czasu na to, żeby pójść właśnie w kierunku moich zainteresowań i wykształcenia. Powoli dojrzewam do pewnego tematu, a to przecież jest najtrudniejsza kwestia w trakcie przewodu doktorskiego. Później już tylko się go rozwija, analizuje i bada. Czuję, że mój temat jest blisko mnie.

To może takim tematem będzie EuroBasket Women 2011?

- Raczej nie. A co można tam zbadać?

Menedżerskie i organizacyjne przygotowania Mistrzostw Europy.

- Jest to jakiś pomysł. Myślę, że promotor mnie ukierunkuje i czas pokaże, co się z tego wykluje.

Co jest kluczem do znalezienia się w kadrze?

- Zawsze twierdziłam, że trzeba mieć taką "drugą nogę". Jedna to jest koszykówka, na której się stoi, pracuje, bawi. Druga to jest balans, równowaga dla koszykówki. Nie mając tej drugiej nogi, nigdy nie będzie się dobrym koszykarzem czy koszykarką. Dziewczyny interesują się różnymi sprawami. Ja się dobrze odnajduję w nauce, pracy na uczelni.

Jak czujesz się w pracy ze studentami? Czy fakt dużej rozpoznawalności pomaga?

- Staram się tego nie zauważać, aczkolwiek przed meczami często studenci mówili: trzymamy kciuki, powodzenia. Raz miałam taką sytuację, że musiałam na uczelnię przyjść w dresie. Miałyśmy zaraz wyjazd na zawody. Nie jest to może dobre i mile widziane, a na pewno było to dość oryginalne na mojej uczelni. Widziałam, że studenci się trochę uśmiechali, ale było to bardzo sympatyczne. Najważniejsze, że zajęcia były dobrze merytorycznie przygotowane.

Kapitan zespołu klubowego to też kapitan na uczelni?

- Są to jakieś predyspozycje, które się ma lub nie.

Co sądzisz o Waszych profesjonalnych sesjach fotograficznych? Ciężko było występować jako modelka?

- Jest to bardzo trudna praca. Zresztą każda praca, jak chce się coś dobrze zrobić, wymaga dużego wysiłku. Niektórzy mają pewne talenty, które przy takich okazjach wychodzą na jaw. Kasia Dźwigalska ma na przykład tak fotogeniczną twarz, że jakkolwiek się nie ustawi, to zawsze wychodzi genialnie. To samo dotyczy innej z moich koleżanek z kadry - Agnieszki Szott. Inne niestety muszą się bardziej wysilić i więcej czasu poświęcić. Dobry fotograf potrafi wyciągnąć to, co chce od modelki. Na zdjęciach sportowych często jesteśmy spocone, wykrzywione, błyszczymy się. I patrząc na takie zdjęcia można zwątpić, jaki mężczyzna zechciałby nas.

Co dla kobiety jest najtrudniejsze, wychodząc na parkiet przed tak liczną publiczność, jakiej możemy spodziewać się w Spodku?

- Przede wszystkim lubię grać u siebie. Wiedząc, że są to moi kibice, to pomaga. Grając u przeciwnika, jest w nas więcej złości i adrenaliny. Wśród swoich kibiców dostaje się dodatkowej mocy. Przychodzę do szatni zaspana, zmęczona, a widząc kibiców, już się budzę i zyskuję taką energię, że przeciwnika możemy zagryźć.

Czy Polki zagrają z taką motywacją jak Czeszki na Mistrzostwach Świata rozgrywanych w ubiegłym roku?

- One już miały wielkie osiągnięcia. Pamiętam jak rozmawiałam z Katką Zohnovą, to mówiła mi o tym, że cały kraj żył tymi mistrzostwami, reprezentacją, że to ich turniej życia. Były na billboardach, folderach, ulotkach. To właśnie ta atmosfera dodała im takiej wielkiej motywacji. To były bardzo doświadczone zawodniczki z młodzieżą taką jak Katerina Elhotova.

Czyli kluczem do naszego sukcesu jest atmosfera wokół mistrzostw?

- Tak. Potrzebujemy takiego wsparcia. Pod mężczyzn wszystko jest robione, a my dostajemy wszystko w spadku po nich. Finansów brak. Czeszki traktowano jak księżniczki i czuły, że mają o co walczyć. U nas nie ma prawie niczego. Ale wewnętrzna ambicja i trener mogą z nas wykrzesać sukces.

Dlaczego w kadrze jest tak wiele dziewczyn powiązanych pośrednio czy bezpośrednio z klubem AZS PWSZ Gorzów? A może jest to dodatkowy atut reprezentacji?

- Te dziewczyny znają filozofię koszykówki trenera Dariusza Maciejewskiego. W Gorzowie bardzo nas to łączyło, choć nie zawsze poza boiskiem. Na parkiecie zawsze byłyśmy monolitem i wierzę, że tu będzie podobnie.

Tak jak Jose Hernandez ma rozgryziony polski zespół, tak też znacie tego trenera.

- Jest to trener dużej klasy i jego znamy, ale zawodniczki znamy słabo, choć wiemy jak są szybkie, sprawne i wyszkolone technicznie. On z kolei zna i trenera i zawodniczki.

Jakie masz słabości? Wiem, że boisz się węży. Czy jest jeszcze coś czego się obawiasz?

- Boję się węży, ale najbardziej boję się futra. Mam taką przypadłość od najmłodszych lat. Nie ważne czy to żywe, czy martwe. Nigdy nie mogłam tego wyplenić. Jedyne zwierzęta, które akceptuję, to psy. Chomika czy świnki morskiej do ręki nie wezmę. Boję się ich panicznie. Muszę zachować dystans do takich zwierząt. To wielka moja słabość. Moi znajomi, którzy mają kota, muszą go zamykać w łazience jak przychodzę.

Czyli rywale muszą szukać dziewczyn z futrem lub chociaż z wąsem, żeby wyeliminować Ciebie z gry?

- To byłoby jakieś rozwiązanie.

A co jest największą Twoją zaletą?

- Systematyczność. Jak coś ma być zrobione, to jest zrobione. Nie mam problemów z terminami. Zawsze bez spóźnień i konsekwentnie.

Co chcesz powiedzieć kibicom w Spodku i Katowicach?

- Żeby przekazali nam pozytywną energię i dobrze się bawili.

udostępnij