Agnieszka Bibrzycka: Najważniejeszy jest sukces reprezentacji!

- Cieszę się, że coraz więcej dzieje się wokół koszykówki w Polsce. W zeszłym roku mieliśmy mistrzostwa Europy mężczyzn, w tym Mecz Gwiazd Euroligi Kobiet, a za rok nasze kobiece mistrzostwa Starego Kontynentu - mówi Agnieszka Bibrzycka w rozmowie z Adamem Wallem. Zapraszamy do lektury wywiadu z reprezentantką Polski.
Kibice na całym świecie wybrali panią do pierwszej piątki zespołu Europy na Mecz Gwiazd Euroligi Kobiet, który odbędzie się 9 marca 2010 roku w Gdyni. To chyba miłe wyróżnienie?
- Bardzo się cieszę, że po raz kolejny zostałam wybrana do Meczu Gwiazd. W Europie jest wiele wspaniałych zawodniczek, które równie mocno zasługują na to wyróżnienie, dlatego korzystając z okazji chciałam podziękować wszystkim kibicom za głosy i zaufanie. Mam nadzieję, że mecz będzie się wszystkim podobał.
Czy wobec takiego wyboru internautów czuje się pani ambasadorem polskiej koszykówki? W końcu jest pani jedyną Polką w tym zestawieniu.
- Rzeczywiście w tym roku Mecz Gwiazd jest dla mnie czymś wyjątkowym. Nie tylko ze względu na to, że będę jedyną Polką, która w nim zagra. Najważniejsze jest to, że odbędzie się on w naszym kraju. Oczywiście reprezentuję swój klub UMMC, ale przecież przez tyle lat grałam w Lotosie, dlatego nie mogę się już doczekać powrotu do tego miasta i gry przed wspaniałą polska publicznością. Taki mecz to również doskonała okazja do popularyzacji polskiego basketu. Na parkiecie będzie można zobaczyć najlepsze koszykarki świata, a każda z nich będzie się chciała zaprezentować z jak najlepszej strony. Cieszę się, że coraz więcej dzieje się wokół koszykówki w Polsce. W zeszłym roku mieliśmy mistrzostwa Europy mężczyzn, w tym Mecz Gwiazd Euroligi, a za rok nasze kobiece mistrzostwa Starego Kontynentu. Za sprawą świetnych wyników reprezentacji wielki boom przeżywają teraz siatkówka i piłka ręczna. Mam nadzieję, że to samo będzie z nami i moda na koszykówkę znowu nastąpi!
Wzięła pani ze sobą do Rosji jakieś rzeczy z Polski?
O tak! Co roku zabieram ze sobą masę książek. Bardzo lubię książki Alex Kava, ale ostatnio skończyłam całą czterotomową serię popularnej pisarki Stephenie Mayer o wampirach. Na jej podstawie nakręcono ostatnio film „Zmierzch”. Ja osobiście polecam jednak książkę.
Oprócz pani w pierwszej piątce gwiazd Europy znalazła się jeszcze inna zawodniczka UMMC Jekaterinburg Sandrine Gruda. Klub w jakiś specjalny sposób wam pogratulował?
- Oczywiście były gratulacje od osób związanych z klubem. Niemal każdy życzył nam wygranej z resztą świata.
W tym sezonie UMMC spisuje się wyśmienicie. Kilka tygodni temu udało wam się wywalczyć Puchar Rosji, w rosyjskiej Superlidze kroczycie od zwycięstwa do zwycięstwa, a w Eurolidze jesteście już w 1/4 finału. Waszym celem jest triumf we wszystkich tych rozgrywkach?
- Nie ma co ukrywać, w tym roku chcemy wygrać wszystko! W zeszłym roku nie było na nas mocnych w lidze rosyjskiej, dlatego teraz brakuje nam już tylko tego najważniejszego trofeum - mistrzostwa Euroligi. Jak na razie idzie nam świetnie. Po zwycięstwie w Pucharze Rosji w bezpośredniej rywalizacji prowadzimy ze Spartakiem 1:0. Oby na koniec sezonu było 3:0.
Zdaniem jednego z trenerów pracujących w Polsce, organizacja klubów rosyjskiej ekstraklasy jest lepsza jak części zespołów WNBA. Rzeczywiście da się to jakoś porównać?
- Mogę sie tylko wypowiadać na przykładzie zespołów, w których grałam czyli Spartaku i UMMC. W tych klubach pracuje masa ludzi odpowiedzialnych za całą organizację. Począwszy od rzeczy bezpośrednio związanych z koszykówką, takich jak sala, siłownia, sprzęt do grania i trenowania, a skończywszy na samochodach z kierowcą, pięknych mieszkaniach i podróżowaniem na mecze czarterami. W klubie dbają o to abyśmy pomiędzy treningami miały czas na odpoczynek. Starają się również przyciągnąć jak najwięcej ludzi na halę organizując atrakcyjne oprawy meczowe i konkursy dla kibiców. Przy tym ci wszyscy ludzie są niesamowicie zżyci z klubem i zespołem, dzięki czemu panuje w nim świetna atmosfera. W WNBA wygląda to troszkę inaczej, ponieważ najczęściej klub żeński podlega pod męski, który jest najważniejszy. Oczywiście jest to również świetna organizacja i nie ma mowy o jakimkolwiek braku profesjonalizmu. Mi osobiście brakuje jednak właśnie tej całej atmosfery jaka panuje w Rosji.
Oprócz ekipy z Jekaterinburga bardzo dobrze w rozgrywkach Euroligi spisuje się Wisła Can-Pack Kraków. Jest pani zaskoczona postawą polskiego zespołu?
- Bardzo cieszę się, że Wisła tak świetnie spisuje się w Eurolidze i mam nadzieję, że spotkamy się w Final Four. Czy jestem zaskoczona? Raczej nie, ponieważ krakowianki miały dużo szczęścia trafiając do, moim zdaniem, najłatwiejszej grupy. Odniosły w niej jednak świetny wynik w rundzie zasadniczej. Tak naprawdę wszystko zweryfikują jednak dopiero play-offy.
Jak z rosyjskiej perspektywy wyglądają rozgrywki PLKK? Jest pani na bieżąco z polską ekstraklasą?
- Śledzę ligę, chociażby z tego względu, że gra w niej moja siostra. Za moich czasów zawsze było tylko jedno pytanie, kto wygra rozgrywki? Lotos czy Wisła? Teraz PLKK jest bardziej wyrównana, dzięki temu atrakcyjniejsza dla kibiców. Niestety w Rosji oprócz nas i Spartaka nie mamy za dużej konkurencji. W latach poprzednich poziom był bardziej wyrównany. Niestety kryzys finansowy mocno dał się we znaki i wielu klubów nie stać na wzmocnienia, a nawet start w lidze. Tak było z drużyną CSKA, dlatego liga liczy tylko dziewięć zespołów.
Kiedy wyjeżdżała pani z kraju KSSSE AZS PWSZ stawiał dopiero pierwsze poważne kroki w ekstraklasie, teraz drużyna walczy o medale mistrzostw Polski. Gorzowianki są w stanie przerwać hegemonię Lotosu i Wisły?
- Są w stanie tego dokonać. Jak widać polityka klubu świetnie się sprawdza. Od wielu lat trzon zespołu stanowią te same zawodniczki, do tego doszły trafione transfery, co dało efekt w postaci drugiego miejsca w zeszłym roku. W tym sezonie AZS gra od zwycięstwa do zwycięstwa i wygląda na to, że mają ogromny apetyt na mistrzostwo. Łatwo jednak nie będzie, bo po słabszym początku rozgrywek coraz lepiej gra Wisła, a Lotos mimo swoich problemów ciągle gra skutecznie. Niech wygra lepszy.
Trenerem akademiczek jest Dariusz Maciejewski, który pod koniec ubiegłego roku został szkoleniowcem reprezentacji Polski. Miała pani okazję już z nim porozmawiać?
- Tak, przez telefon rozmawialiśmy o terminarzu i planach reprezentacji.
Jaka ma być rola Agnieszki Bibrzyckiej w drużynie narodowej? Będzie pani przygotowywać się z kadrą od początku zgrupowania, czy też dostanie pani jakąś przerwę od trenera.
- Na razie jeszcze nie ma konkretnych planów, co do przygotowań reprezentacji. Ciężko mi więc powiedzieć, jaka będzie moja rola. Czas to zweryfikuje. Ja ze swojej strony będę do dyspozycji trenera i zespołu. Dla mnie najważniejszy jest sukces reprezentacji.
Wróćmy na moment do ubiegłorocznego EuroBasketu. Chyba z większymi oczekiwaniami wyjeżdżałyście na Łotwę?
- Najważniejszym celem było wyjście z grupy i to sie udało. Później rzeczywiście mogłyśmy zajść trochę wyżej, niestety skończyło się na jedenastym miejscu. Przecież Grecja, z którą udało nam się wygrać, zajęła piątą lokatę i jedzie na mistrzostwa świata.
Czego wówczas zabrakło?
- Podobnie jak Greczynki nie mamy zespołu doświadczonego i ogranego na europejskich parkietach. Drużyna z Hellady grała jednak z niezwykłą wolą walki i charakterem, a ich zaangażowanie, wspieranie się na boisku, były kluczem do sukcesu. Mam nadzieję, że u nas tym razem tego nie zabraknie. Na swojej drodze spotkałam wielu zawodników z Ameryki. Zawsze imponowała mi u nich ta pewność siebie, wiara we własne umiejętności. Myślę, że naszej reprezentacji nie brakuje talentu, tylko trochę wiary i pewności, że możemy wygrać z najlepszymi.
Trener Maciejewski mówi, że w jego kadrze będą występowały tylko koszykarki, które na co dzień grają w swoich klubach. Na łotewskim EuroBaskecie ten brak ogrania zawodniczek był widoczny?
- Tak jak mówiłam wcześniej. W porównaniu do zespołów z europejskiej czołówki brakuje nam tego ogrania i doświadczenia, ale cudów od nas nikt nie wymaga. A i cuda czasem się w sporcie przecież zdarzają. Można mieć szczęście w losowaniu grup lub w dalszym rozstawieniu, ale na boisku trzeba wykonać ciężką pracę. Ten kto przez 40 minut będzie walczył ciężej, rzucał się na każdą piłkę, niezależnie czy wchodzi z ławki czy z pierwszej piątki, ten osiągnie sukces. Oby był on również udziałem naszej kadry.
Prezes PZKosz Roman Ludwiczuk liczy, że w 2011 na mistrzostwach Europy uda wam się wywalczyć kwalifikację na igrzyska olimpijskie, czyli zając miejsce w pierwszej piątce. Pani zdaniem jest to realne?
- Przed polską publicznością chcemy zaprezentować się z jak najlepszej strony, walcząc w każdym meczu o wygraną. Teraz nie czas jednak na składanie konkretnych deklaracji bo liczą się czyny a nie słowa. Gdy będziemy dawać z siebie wszystko, to i sukcesy powinny się pojawić.
Pani młodsza siostra Magda od dłuższego czasu zmagała się z kontuzją pleców. Jako starsza siostra, a zarazem bardziej doświadczona zawodniczka, namawiała ją pani na zabieg?
- Magda sama podjęła ostateczną decyzję, ale oczywiście wspierałam ją, jak tylko mogłam. Wiedziałam, że już od paru lat walczy z bólem pleców i wiele razy była zmuszona robić sobie przerwy w graniu. Dłużej więc nie było sensu czekać, tym bardziej, że przed nią jeszcze wiele lat występów na parkiecie. Minął już miesiąc od operacji i jak widać była to słuszna decyzja. Magda zaczęła normalnie trenować, a plecy już jej nie bolą.
Jak układają się relacje między siostrami. Często się kontaktujecie?
- Pamiętam, że jeszcze za czasów szkoły podstawowej strasznie się kłóciłyśmy. Pewnie jak każde rodzeństwa. (śmiech) Teraz jednak jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Praktycznie codziennie rozmawiamy za pośrednictwem skypa i chociaż Magda, jak to młodsza siostra, ciągle potrafi mnie nieźle wkurzyć, to zawsze będę się o nią martwic i troszczyć.
Myśli jeszcze pani o powrocie do WNBA, czy to już zamknięty rozdział?
- Co roku mój agent zadaje mi to samo pytanie. Mam bardzo mile wspomnienia z WNBA szczególnie z mojego drugiego sezonu w San Antonio. Ciągle jestem w kontakcie z trenerem Danem Hughesem, dlatego jeśli wrócę do gry za oceanem to tylko w Silver Stars. Póki co, nie zamierzam jednak wyjeżdżać do Stanów. Po sezonie w Rosji nie mogę się doczekać powrotu do domu i chwili odpoczynku od koszykówki. Ale jak to się mówi: Nigdy nie mów nigdy.
Nie zamieniłaby pani czasem zimnej Rosji na słoneczną Hiszpanię lub Turcję?
- Występuje już w Rosji czwarty sezon. Mimo kryzysu jest to nadal jedna z najlepszych lig w Europie, a mój zespół co roku melduje się Final Four. Do tego gram w nim dużo i świetnie dogaduję się z trenerem oraz zawodniczkami z drużyny. Organizacja również jest na najwyższym poziomie. Czego więc można chcieć więcej? Rzeczywiście, chyba tylko cieplejszego klimatu. W życiu nie można mieć jednak wszystkiego.
A ewentualny powrót do Polski jest możliwy?
- Zawsze podpisuje kontrakty na jeden sezon, dlatego co roku zastanawiam się nad powrotem do kraju. Póki co w Rosji jest mi jednak bardzo dobrze, a w UMMC mam możliwość ponownie zwyciężyć w Eurolidze.

udostępnij