Słowenia wypunktowała Polskę

Mimo nieobecności kontuzjowanego Gorana Dragicia, reprezentacja Słowenii bez większych problemów wygrała z Polską 76:60. Po spotkaniu z Serbią, trener Muli Katzurin zapowiadał, że musi dokonać jakiś zmian, żeby zespół znów zaczął wygrywać. I te faktycznie nastąpiły. W pierwszej piątce Ignerskiego zastąpił Roszyk, a Lampego Szewczyk.
Trener polskiego zespołu także częściej rotował składem w trakcie meczu. Tylko wszystko na niewiele się zdało. Polacy zagrali po prostu słabo, a w drugiej połowie popełnili mnóstwo błędów.
Dobrze wyglądały tylko pierwsze minuty spotkania. Zmotywowany grą w wyjściowym składzie był Szymon Szewczyk. Szkoda jednak, że tylko on. Skrzydłowy reprezentacji Polski zdobył większość punktów w pierwszej kwarcie, która jak się później okazało była jedyną dobrą Polaków w całym meczu.
- W pierwszej kwarcie, pozwoliliśmy na zbyt wiele naszym rywalom. Za łatwo pod kosz wchodził Szewczyk. Szybko jednak to poprawiliśmy. Udało nam się także wyłączyć Logana oraz Ignerskiego, co było kluczem do zwycięstwa – zdradził podstawy sukcesu Primoż Brezec, środkowy z kadry Słowenii.
Od drugich dziesięciu minut spotkania, Polacy znów zaczęli grać tak jak w poprzednich meczach – falami. Dobrą grę, przeplatali zastojami, które bez zastanowienia wykorzystywali rywale. Polacy przez sześć minut potrafili zdobyć tylko pięć punktów.
Pięć minut przed końcem drugiej kwarty Jaka Laković rzutami wolnymi wyprowadził swój zespół na pierwsze prowadzenie w meczu. Prowadzenie, którego już nie oddali do samego końca.
Biało-czerwoni popełniali te same błędy. Marcin Gortat, który częściej pomagał w obronie niskim zawodnikom, znów zapominał o podkoszowych graczach rywali. Stąd łatwe punkty Primoża Brezeca czy Erazema Lorbeka. Gortat nie radził sobie także w ataku. Świadczy o tym dwudziestoprocentowa skuteczność. - Czasami tak po prostu bywa. Raz masz swój dzień, raz masz problem z trafieniem do kosza. Taka jest koszykówka – próbował tłumaczyć swojego zawodnika Muli Katzurin.
Po wyjściu z szatni na drugą połowę rywale zaczęli punktować Polaków jak bokser w ringu. Gospodarze EuroBasketu znów przez dłuższą chwilę nie potrafili trafić do kosza. Trzy minuty przed końcem trzeciej kwarty, polski zespół miał na swoim koncie jeden punkt w tej części gry!
Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja po drugiej stronie parkietu. Z ogromną swobodą do kosza trafiali Lorbek, Nachbar, Brezec i Laković. Polacy nawet nie zauważyli, a na tablicy świetlnej oba zespoły dzieliło dwadzieścia punktów.
- W pierwszej połowie graliśmy słabo. Nie potrafiliśmy zatrzymać drużyny polskiej. Fatalnie prezentowaliśmy się w obronie. W szatni wyjaśniliśmy sobie wszystko. Moi koszykarze wiedzieli co mają poprawić. Zrobili to i wygrali – wyjaśniał szkoleniowiec Słowenii Jure Zdovc.
- Walczyliśmy. Wygraliśmy walkę o zbiórkę, a to świadczy o tym, że moi zawodnicy walczyli. Z tego się cieszę. Zespół Słowenii, był najzwyczajniej w świecie dzisiaj lepszy – komentował krótko Katzurin.
Ostatnie minuty niewiele zmieniły. Polscy koszykarze, nadal nie radzili sobie z agresywną obroną Słoweńców. Pudłowali z każdej pozycji. Niewidoczni byli liderzy – Logan, Lampe czy Gortat. Z tak grającym polskim zespołem Słowenia nie miała żadnych problemów. Biało-czerwoni przegrali 60:76 i jeszcze bardziej skomplikowali sobie drogę do ćwierćfinału. - Nie do końca się odnajdywałem, to moja wina. Przegraliśmy ten mecz słusznie. Jako lider powinienem ciągnąć grę mojego zespołu, ale nie robiłem tego – mówił obarczający się Marcin Gortat.

udostępnij