Michał Ignerski: Kibice pomogą nam zwyciężyć!

Już 7 września reprezentacja Polski zmierzy się we Wrocławiu z Bułgarią w pierwszym meczu mistrzostw Europy koszykarzy – EuroBasket 2009 Poland. - To jest najgorętsza hala w jakiej grałem w życiu. A występowałem w wielu obiektach w Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych i całej Europy. W Hali Stulecia zawsze było najbardziej żywiołowo – mówi Michał Ignerski, na kilka dni przed swoim debiutem na EuroBaskecie.
Przed dwoma laty znajdowałeś się w świetnej formie, w sparingach byłeś najlepszym strzelcem kadry, ale przez pechową kontuzję kostki nie zagrałeś na EuroBaskecie w Hiszpanii. Długo czekałeś, by wystąpić w swoich pierwszych mistrzostwach Europy…

Michał Ignerski: Zapomniałem już o tamtej przykrej kontuzji. Mam nadzieję, że EuroBasket w Polsce będzie pierwszym, ale i nie ostatnim w mojej karierze. Najważniejsze, że mistrzostwa Europy są w naszym kraju. Podobna gratka zdarza się raz na 40-50 lat. O takim wydarzeniu każdy zawodnik marzy od początku kariery. Turniej w Polsce zapamiętam do końca życia. Nie możemy zmarnować tej chwili.

Na początku przygotowań nie imponowałeś skutecznością w ataku, ale już w meczu z Hiszpanią byłeś drugim strzelcem zespołu i długo utrzymywałeś dla nas korzystny wynik. Czy czujesz, że na 5 dni przed EuroBasketem jesteś w wysokiej formie?

Starałem się tak przygotować psychicznie, by najwyższa dyspozycja przyszła w poniedziałkowym meczu z Bułgarią. Nie potrafię dokładnie powiedzieć, czy jestem mocny fizycznie. To okaże się dopiero w trakcie turnieju. Ale faktycznie, w meczu z Hiszpanią czułem się bardzo dobrze. To było widać na parkiecie. Miałem zdrowie i lepiej trafiałem za trzy. Stać mnie na jeszcze skuteczniejszą grę. Każdy kolejny trening wychodzi mi na dobre. Liczę, że przez tydzień pracy we Wrocławiu dojdę do optymalnej formy.

W meczu z Hiszpanią wyszedłeś na parkiet w pierwszej piątce. Wcześniej grał tam zwykle na pozycji niskiego skrzydłowego Krzysztof Roszyk. Czy dla ciebie ma znaczenie, że trener wystawia cię w wyjściowym składzie?

To nie jest ważne. Wyjście w pierwszej piątce nie wpływa na moją psychikę. Jak każdy zawodnik lubię przebywać na parkiecie jak najwięcej minut. Wszystko jedno czy w pierwszej czy drugiej kwarcie. O tym jednak decyduje trener i podporządkuję się jego koncepcjom. Jeśli Muli Katzurin uzna, że Krzysiu Roszyk powinien zagrać w pierwszej piątce, bo to najlepsze rozwiązanie dla zespołu, niech tak będzie.

Jednym z najgroźniejszych zawodników w zespole Bułgarii jest Filip Widenow. Graliście razem przez jeden sezon w zespole Cajasol Sewilla. Co możesz powiedzieć o tym koszykarzu?

Jest to bardzo silny fizycznie rzucający. Potrafi w każdym meczu zdobyć 30 punktów. Jeśli na początku dobrze się poczuje i pozwolimy mu na łatwe rzuty, to będzie ciężki do powstrzymania. To jest w jego mentalności. Jeśli jednak w I kwarcie pokażemy, że dominujemy nad nim fizycznie, to wówczas może zawieść. Prywatnie Filip jest świetnym gościem. Przyjaźnimy się i jesteśmy w stałym kontakcie. Choć przyznam, że nigdy nie rozmawiamy o czekającym nas meczu na mistrzostwach Europy.

Czy pracujecie już nad analizą gry Bułgarii?

Wszyscy dostaliśmy płyty z meczami tego zespołu. Po kolacji każdy siada przed komputerem i analizuje zagrania rywali. Graliśmy z Bułgarami w zeszłym roku, w dwóch sparingach. Od tego czasu ich skład się specjalnie nie zmienił. Są bracia Iwanow, Stojkow, Widenow i ostatnio Rowland. To siła napędowa Bułgarów. Znamy ich dobrze. Pokazaliśmy Bułgarom przed rokiem, że kiedy gramy twardo i zespołowo, to możemy ich pokonać.

Nad czym teraz pracujecie na treningach?

Zawsze jest coś do poprawienia w obronie. Trener nam mówi, że z defensywą jest jak z zamiataniem podłogi. 90 procent sukcesu zależy od tego, czy chcesz to zrobić. Dlatego musimy mocno pracować w obronie. Potrzebne jest zgranie, komunikacja w zespole, wzajemna pomoc i agresywność. Wydaje mi się, że z każdym meczem radzimy sobie coraz lepiej z tym elementem gry. Nawet w spotkaniu z Hiszpanią nasza obrona wyglądała lepiej, niż dwa dni wcześniej z Izraelem. Defensywa jest kluczem do zwycięstw.

We wtorek rozpoczęliście treningi na Hali Stulecia, dawnej Hali ludowej. Co czułeś, wchodząc po latach do tego obiektu?

Dawno tu nie grałem, ale mam same dobre wspomnienia, głównie z meczów Euroligi. Wrocławscy kibice zawsze potrafili zmobilizować zawodników do dobrej gry.

Z trenerem Mulim Katzurinem oraz m.in. z Adamem Wójcikiem i Robertem Skibniewskim przegraliście tu jednak finał mistrzostw Polski, po meczach z Treflem Sopot w 2004 roku…

To prawda. W tamtym sezonie wszyscy mieliśmy wielkie nadzieje na wygraną. Posiadaliśmy super skład i graliśmy dobrze w Eurolidze. Niestety nie udało się wygrać 18 mistrzostwa dla klubu i dziewiątego dla Maćka Zielińskiego. Wiem, że o tym marzył. Mam nadzieję, że Śląsk powróci do ekstraklasy i „Zielony” zdobędzie ten brakujący tytuł, już jako działacz.

Od poniedziałku do środy w Hali Stulecia rozegracie kolejne mecze z Bułgarią, Litwą i Turcją w grupie D EuroBasketu. Atmosfera będzie gorąca…

Już uczulam kolegów, że spotkają się z dopingiem, jakiego jeszcze nie widzieli. To jest najgorętsza hala w jakiej grałem w życiu. A występowałem w wielu obiektach w Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych i całej Europy. W Hali Stulecia zawsze było najbardziej żywiołowo. Ten doping czuło się na skórze i często decydował o wyniku. Lubię grać w ważnych meczach, kiedy stawka jest wysoka, a na sali nie ma ani jednego wolnego miejsca. W naszym kraju kibice żyją meczem od początku spotkania. Polscy fani są najlepsi. Czy na koszykówce, siatkówce czy piłce nożnej sportowcy zawsze mogą na nich liczyć. Podczas mistrzostw Europy wszyscy na świecie dowiedzą się, że polscy kibice są wyjątkowi.

udostępnij