Start po dwóch dogrywkach w finale

Koszykarze Startu Gdynia pierwszym finalistą pierwszej ligi! Po dramatycznym meczu, zakończonym po dwóch dogrywkach, podopieczni Pawła Turkiewicza lepsi od Znicza Basket w Pruszkowie. W drugiej parze remis 2:2 i na rozstrzygnięcia musimy poczekać do środy.
news

Niesamowite emocje w Pruszkowie, gdzie Start Gdynia pokonał drużynę Znicza Basket dopiero po dodatkowych dziesięciu minutach. Oba zespoły pod koniec regulaminowego czasu gry oraz dogrywek rzucały na zwycięstwo. Mniej szczęścia mieli pruszkowianie w szeregach, których najpierw przy rzucie z dystansu pod koniec pierwszej dogrywki pomylił się Przemysław Szymański, a w ostatniej akcji meczu Marek Szumełda-Krzycki i Marcin Matuszewski. Znicz Basket kończył to spotkanie bez trzech podstawowych graczy, którzy musieli opuścić boisko z powodu nadmiernej liczby przewinień. Ambitni pruszkowianie walczyli do końca, choć momentami przegrywali już różnicą czternastu punktów. Jeszcze na zakończenie trzeciej kwarty goście mieli o dziewięć punktów więcej jak gracze Michała Spychały. Gdynianie bardzo dobrze wykorzystali podkoszowe problemy rywali, zbierając aż o 26 piłek więcej jak rywale. Bardo dobrze wypadł zwłaszcza Tomasz Andrzejewski (17 pkt i 10 zbiórek), który dzień wcześniej zawodów nie dokończył z powodu urazu. 23 punkty dla pokonanych uzyskał Alan Czujkowski. To głównie dzięki rzutom z dystansu tego gracze Znicz Basket zdołał doprowadzić do wyrównanej końcówki.

  • Pekao S.A. 1 Liga Mężczyzn
  • 06.05.2012 17:00

MKS Znicz Basket Pruszków

76 : 77

Start Gdynia

Stan rywalizacji - 3:1 dla Startu, który w finale zagra ze zwycięzcą rywalizacji Rosa Radom - MKS Dąbrowa Górnicza.

Powiedzieli po meczu:

Trener Znicza Basket Michał Spychała: Jestem dumny z drużyny, nie tylko z tego meczu. Zespół zrobił co mógł, aby doprowadzić do piątego spotkania w Gdyni. Nie udało się, szkoda, bo zabrakło naprawdę niewiele. Żal po porażce jest duży, bo przegrać jednym punktem po dwóch dogrywkach, wykonując ostatnią akcję to boli. Czasu się jednak nie cofnie. Ten sezon dla nas się jednak nie kończy. W poniedziałek będziemy odpoczywać, a dzień później rozpoczynamy kolejne przygotowania, bo gramy dwumecz o trzecie miejsce. Chcemy o nie zawalczyć.

Trener Startu Gdynia Paweł Turkiewicz: To było fajne widowisko. Kibicom mogło się podobać, choć zdecydowana większość widzów na pewno wolałaby inne zakończenie. Niedzielne spotkanie było zupełnie inne jak to pierwsze, bardzo dobrze zaczęliśmy zawody w obronie, wybijając rywalom z rąk kilka atutów. Nasz atak też nie był zły, choć w kilku momentach mogło być lepiej. Pod koniec trzeciej kwarty niepotrzebne gapiostwo z naszej strony, pozwoliło rywalom uwierzyć w wygraną, dlatego byliśmy świadkami wyrównanej końcówki. Być może moi zawodnicy za szybko uwierzyli, że korzystny wynik bez większego wysiłku uda się utrzymać już do końca zawodów. Podobnie było podczas ćwierćfinałowej rywalizacji w Kutnie, gdzie wygraliśmy, ale zanotowaliśmy niepotrzebny przestój. Tomek Andrzejewski nabawił się kontuzji. Przed meczem powiedział, że jest gotowy do gry, dlatego pojawił się na boisku. Dał nam kilka ważnych punktów. Cieszę się, że mam możliwość dużej rotacji, bo to pozwala wybrać optymalną piątkę na boisku. Pokazaliśmy w tym meczu charakter, bo wygrać w Pruszkowie po dwóch dogrywkach to duża sztuka. Koszykarze Znicza Basket zagrali z nami bardzo ambitnie, z dużym zaangażowaniem, mam za to dla nich duży szacunek. Te dwie dogrywki na pewno przydadzą się mojemu zespołowi i na pewno wyciągniemy z nich wnioski. Takie spotkania to dodatkowa dawka adrenaliny, a największe problemy są z egzekucją. Nawet najbardziej doświadczonym zawodnikiem potrafi zadrżeć ręka. Dobrze wypadł w końcówce Piotrek Śmigielski, który nie bał się brać odpowiedzialności na swoje barki. Wyraźnie chciał się odbudować po wcześniejszym spotkaniu tej pary. Na kogo chciałbym trafić w finale? Ciągle powtarzam, że Start Gdynia chce grać swoją koszykówkę. Nie ma dla nas znaczenia z kim gramy. Trafimy na Rosę, będziemy grać z tym klubem. Los skojarzy nas z MKS Dąbrowa Górnicza, również zrobimy wszystko by wygrać. W finale na pewno mecze będą bardzo wyrównane. Niech nikt się nie oczekuje jednostronnych spotkań. Cieszę się, że dysponujemy atutem własnego parkietu, ale czy będziemy potrafili go wykorzystać, przekonamy się za kilka dni.

Mateusz Kostrzewski (Start Gdynia): Wiedzieliśmy, że Znicz Basket to wymagający rywal, pokazały to mecze z rundy zasadniczej. Pruszkowianie w roli gospodarza przegrali tylko trzy razy, a to nie przypadek. Byliśmy przygotowani na ciężko przeprawę i tak właśnie było. Dobrze, że obyło się bez piątego spotkania. Rzeczywiście w Gdyni podczas rywalizacji ze Zniczem Basket zdobywałem dużo punktów, w Pruszkowie nie byłej już tak skuteczny. Start Gdynia to nie zlepek graczy a prawdziwa drużyna, dlatego nie ma większej różnicy kto jest liderem, najważniejsze że wygrywamy. Dwie dogrywki na pewno pomogą nam w pracy przed finałowymi spotkaniami.

Tomasz Andrzejewski (Start Gdynia): Pruszków nie przez przypadek znalazł się w czwórce i to pokazał. W drugiej dogrywce zachowaliśmy więcej sił, dlatego wygraliśmy. Determinacja w naszym zespole była ogromna, bo zwycięstwo w czwartym meczu otwierało przed nami perspektywę dłuższych przygotowań do finału. Uraz, którego doznałem w sobotę wyglądał groźnie, ale na szczęście mamy dobrego fizjoterapeutę i to on postawił mnie na nogi. Swoje zrobiła też adrenalina. Ból uda pewnie poczuję dopiero w poniedziałek. Dobrze gra się w takiej atmosferze, nie da się ukryć, że kibice potrafią pomóc gospodarzom. Dla nas nie ma znaczenia z kim zagramy w finale, bo do każdego spotkania przygotowujemy się tak samo.

 

Na rozstrzygnięcia w drugiej półfinałowej parze musimy jeszcze poczekać, bo MKS zdołał wygrać czwarty mecz w rywalizacji z Rosą. W sobotę gospodarze prowadzili przez większą część meczu, aby w końcówce stracić przewagę. Tym razem zawody rewelacyjnie rozpoczęli radomianie, po kilku pierwszych akcjach prowadząc 12:4. MKS takim rozwojem wypadków na boisku niespecjalnie się przejął i jeszcze przed zakończeniem pierwszej części zawodów zdołał wyjść na prowadzenie. Prowadzeni przez maturzystę Grzegorza Grochowskiego dąbrowianie z każdą kolejną minutą grali lepiej, stopniowo odskakując rywalom na kilka punktów. Dobre akcje popularnego „Groszka” skutecznie na punkty zamieniali Michał Wołoszyn (27 pkt) oraz doświadczony Krzysztof Morawiec (18 pkt), który na boisku pojawił się w wyjściowym składzie. Podobnie jak we wcześniejszym spotkaniu podopieczni Wojciecha Wieczorka zanotowali jednak przestój. Rosa po kilku szybkich akcjach doprowadziła do wyniku 85:82 i gdyby nie przewinienie techniczne Marcina Kosińskiego mogła prowadzić jeszcze wyżej. Wówczas dziewięć punktów z rzędu uzyskali gracze MKS, rozstrzygając tym samym zawody na swoją korzyść. Po 18 punktów dla przyjezdnych rzucili Kosiński i Piotr Kardaś.

  • Pekao S.A. 1 Liga Mężczyzn
  • 06.05.2012 18:00

MKS Dąbrowa Górnicza

94 : 90

Rosa Radom

Stan rywalizacji - 2:2. Decydujące spotkanie w środę w Radomiu.

 

Adam Wall

udostępnij