Piotr Bakun: Naszym celem jest medal

W czwartek w Wilnie rozpoczynają się Mistrzostwa Europy Mężczyzn do lat 18, szkoleniowiec naszej ekipy Piotr Bakun stawia przed zespołem bardzo ambitny cel, jakim jest zdobycie medalu. Tuż przed wyjazdem do Wilna ze szkoleniowcem naszej kadry rozmawia Adam Wall.
Od czwartku na Litwie startują mistrzostwa Europy do lat 18, dywizji A. Pan wyznaczył sobie odważny cel na tę imprezę, otwarcie mówiąc, że jedziecie tam po medal.

- Bo inny wyjazd nie miałby sensu. Przede wszystkim musimy wygrać pierwszy mecz ze Słowenią, a dopiero później martwić się, co będzie dalej. W życiu nie można być minimalistą, a mówienie, że interesuje nas tylko wyjście z grupy byłoby fikcją.

Mimo wszystko jest to odważna deklaracja, bo 18-latkowie ostatni raz w dywizji A występowali w 2005 roku, a więc pięć lat temu.

- To nie ma jednak nic do rzeczy. Na mistrzostwa Europy nie jedzie się po to, aby przegrywać. A wyniki poprzednich kadr nie mają dla nas większego znaczenia. To jest inny zespół, inna impreza. Ja nie mówię, że przywieziemy do Polski złoto, ale na pewno będziemy bili się o najwyższe cele.

Na początek w grupie A prowadzona przez pana reprezentacja zmierzy się z Litwą, Słowenią i Ukrainą. Skoro walczycie o awans do strefy medalowej, to te spotkania potraktujecie bardziej jako przetarcie.

- Tak jak mówiłem wcześniej, na początek gramy ze Słowenią. Jeśli wygramy dużo łatwiej będzie nam wyjść z grupy i powalczyć o strefę medalową. Słoweńcy mają ciekawych zawodników na pozycjach dwa i trzy. Ostatnio graliśmy z nimi w Krakowie i udało nam się wygrać. Pod koszem wyglądają słabiej i w tej strefie boiska upatrujemy swojej szansy na zwycięstwo.

Dzień później rywalem "biało-czerwonych" będzie Litwa.

- Nie dość, że jest to drużyna, która przed dwoma laty zdobyła mistrzostwo Europy kadetów, a rok później zajęła drugie miejsce na Starym Kontynencie, to jeszcze grają u siebie. Na pewno powalczymy, a co z tego wyjdzie zobaczymy.

Wyniki krakowskiego turnieju Future Stars, który był ostatnim sprawdzianem kadry przed mistrzostwami Europy, nie napawają jednak optymizmem.

- Nasz zespół złożony jest z dwóch grup. Połowę kadry stanowią zawodnicy z kadry U-17, połowę ich starci o rok koledzy. W Krakowie graliśmy praktycznie bez wysokich graczy, bo rocznik 1992 jest w nich ubogi. Na Litwę pojechali jednak Przemek Karnowski, Piotrek Niedźwiecki i Tomek Gielo, z nimi skład kadry wygląda dużo lepiej. Nie przekreślałbym jednak wyników zanotowanych w turnieju Future Stars, bo w pierwszym meczu udało nam się wygrać ze Słowenią różnicą piętnastu punktów. Spotkanie z Francją, jako gospodarz, rozegraliśmy zaledwie dwie godziny po zakończeniu pierwszego meczu, w ogromnym upale. Ciężko było o lepszy wynik, bo trafiliśmy na wypoczętych rywali.

Oprócz Gielo, Karnowskiego i Niedźwieckiego do kadry U-18 dołączyli jeszcze inni trzej wicemistrzowie świata do lat 17 Michał Michalak, Mateusz Ponitka oraz Grzegorz Grochowski. Wszyscy dojechali dopiero podczas zgrupowania w Olsztynie, nie za późno?

- Początkowo mieli do nas przyjechać do Krakowa, ale postanowiliśmy dać im większą przerwę, wychodząc z założenia, że lepszy zespół wypoczęty niż bardziej zgrany. Z tego powodu wspólnie odbyliśmy tylko cztery treningi. Chłopcy jednak się znają i nie powinny pojawić się problemy z komunikacją.

Skoro sześciu zawodników jest z rocznika 1992, a sześciu z 1993 to może na mistrzostwach Europy zmieniał będzie pan całe piątki lub co najmniej czterech graczy.

- Nie przesadzajmy. To nie jest tak, że się w ogóle nie znamy. Byliśmy razem na jednym obozie, chłopcy znają nasze zagrywki. Z każdym spotkaniem nasza gra będzie wyglądać znacznie lepiej.

Przysłowiowa "woda sodowa" nie uderzyła do głowy zawodnikom, których miał pan okazję zobaczyć po raz pierwszy w Olsztynie?

- To są dobrze wychowani chłopcy. Wiedzą czego chcą, dlatego zdają sobie sprawę, że przed nimi jeszcze sporo pracy. Przecież wicemistrzostwo świata nie przekłada się wprost proporcjonalnie na dobrą grę w seniorach. Poza tym, my jako trenerzy staramy się nie dopuścić, aby sukces namącił im w głowach. Na Litwę pojechał z nami zresztą trener Jerzy Szambelan.

W kadrze nie ma żadnego zawodnika z drużyn mistrza i wicemistrza Polski juniorów. To potwierdza tezę, że w tym roku o najwyższe laury biły się ekipy bazujące na grze zespołowej, a nie popisach indywidualności.

- Przygotowywał się z nami Bartłomiej Wróblewski ze Spójni Stargard Szczeciński, który w Pruszkowie rozegrał turniej życia, ale nie podobał wyzwaniu. Podobnie jak Szymon Długosz z Czarnych Słupsk. Rzeczywiście w tym roku wygrywały zespoły, a nie indywidualności. Trzeba przy tym przyznać, że mistrzostwa nie stały na najwyższym poziomie.

W kadrze nie ma też Kacpra Stalickiego z Pogoni Prudnik, który na turnieju w Krakowie rzucił aż 36 punktów w spotkaniu ze Szwecją.

- Przed ostatnim meczem turnieju wiedzieliśmy, że z kilku zawodników będziemy musieli zrezygnować, dlatego podzieliliśmy kadrę na dwa zespoły. W jednej znaleźli się koszykarze powołani na mistrzostwa Europy i oni podczas spotkania ze Szwecją głównie odpoczywali. Jestem jednak pełen uznania dla tych, którzy wiedząc, że na Litwę nie pojadą dali z siebie wszystko i byli bliscy pokonania Szwedów.

Wakacje w pełni, Polskę nawiedziła fala upałów, a wy jako kadra często przygotowywaliście się do mistrzostw w typowo turystycznych miejscowościach. Wśród zawodników nie pojawiło się rozleniwienie?

- Jesteśmy kadrą Polski. Chłopcy są szczęśliwi z tego, że mogli się w niej znaleźć i mają szansę reprezentować swój kraj na tego na tego typu imprezie. Zapewniam, że wszyscy chcą ciężko pracować i nie myślą o odpoczynku. Na to przyjdzie jeszcze czas.

udostępnij