U17: Stawić czoła Ameryce

Dziś o 16:00 w wielkim finale Mistrzostw Świata do lat 17 Polacy zmierzą się z reprezentacją USA. Amerykanie dotychczas deklasowali swoich rywali. Czy nasi koszykarze postawią się przyszłym gwiazdom NBA? Transmisja radiowa na stronie pzkosz.pl od godziny 15.45.
Zarówno Amerykanie, jak i Polacy mieli bardzo ciężką przeprawę przez półfinały. USA ostatecznie wygrało 103:83, lecz przez większość spotkania Kanadyjczycy przegrywali różnicą kilku punktów. Nasza kadra pokonała 75:65 Litwę, choć jeszcze na 3 minuty przed końcem zespół Jerzego Szambelana prowadził tylko 67:65. Trener Don Showalter ma do dyspozycji praktycznie 12 równorzędnych graczy i może pozwolić sobie na szeroką rotację. Takiego komfortu nie ma trener Szambelan. Czy Polacy wytrzymają trudy spotkania? – Odczuwamy zmęczenie, ale teraz mamy sporo czasu na odpoczynek. Jedziemy do hotelu wypoczywać. Będziemy gotowi na mecz i damy z siebie wszystko – zapowiada Filip Matczak.

Czy z USA da się w ogóle wygrać? Amerykański zespół przez Mistrzostwa Świata przemknął jak burza gromiąc swych rywali średnio blisko 35 punktami! Najbliżej ich pokonania byli pierwszego dnia turnieju Argentyńczycy, którzy przegrali „tylko: 70:82. - Amerykanie ze wszystkimi wygrali tutaj zdecydowanie, wręcz deklasowali swoich przeciwników. Czy z nami tak będzie? Trudno mi powiedzieć – zastanawia się Szambelan.

- Jest to bardzo atletyczny zespół, opierający grę na wsadach, alley&opp’ach i szybkim koźle – charakteryzuje rywala Tomasz Gielo. - To bardzo atletyczny zespół. Pod tym względem przewyższają tutaj wszystkim – dodaje Matczak. - Ich koszykówka jest bardzo fizyczna. Każdy z amerykańskich graczy biega do kontr, grają niezwykle szybko – mówi Mateusz Ponitka.

Ciężko wyróżnić jakiekolwiek Amerykanina, ponieważ trener Showalter stosuje niezwykle szeroką rotację. Największe wrażenie na ekspertach w Hamburgu robią jednak skrzydłowy James McAdoo i obrońca Breadley Beal. Ten pierwszy gra na pozycji silnego skrzydłowego, choć często decyduje się na akcje przodem do obręczy. Jest niezwykle skoczny i ma ogromny ciąg na kosz. Do tego grozi rzutem nawet z dalekiego półdystansu. Precyzyjnym rzutem imponuje Beal, który z Amerykanów gra najwięcej. To właśnie on kończy decydujące akcje. W półfinałowym meczu z Kanadą przebudzili się też dwaj najbardziej perspektywiczni gracze Stanów – Marquis Teaque i Michael Gilchrist. To odpowiednio drugi i pierwszy numer draftu w typowaniu portalu nbadraft.net na 2012 rok.

Oba zespoły lubują się w koszykówce szybkiej. Polacy nie powinni jednak iść dziś na wymianę ciosów. Kluczem do sukcesu powinno być narzucenie swojego tempa i rytmu gry przez nasz zespół. Podopieczni trenera Szambelana będą musieli dać z siebie wszystko w walce pod własną tablicą – Amerykanie świetnie zbierają w ataku, niezwykle często ponawiając nieudane akcje. Wiele zależy też od tego jak wykorzystany zostanie Przemysław Karnowski. Gigant z Torunia tym razem na pewno nie będzie miał łatwej przeprawy – naprzeciw niego staną Johnny O’Bryant (209 cm) czy Andre Drummond (212). Polacy w porównaniu z półfinałem muszą poprawić defensywę. Litwini raz po raz przedzierali się przez pierwszą linię naszej obrony. Piekielnie szybcy Amerykanie z pewnością nie będą mieli z tym problemów. Rozwiązaniem może być obrona strefowa. Wiele też zależeć będzie od dyspozycji naszych rozgrywających. Zespół Stanów spisuje się bardzo dobrze w defensywie – naciska na wyprowadzającego piłkę, często podwaja i stosuje zone press. To może zakłócić organizację gry Polaków.

- Przy dobrej dyspozycji dnia i odrobinie szczęścia Amerykanie są do pokonania. Jest duże prawdopodobieństwo, że wielu z nich w przyszłości będzie grało w NBA, ale oni mają przecież tak jak i my 17 lat. Więc dlaczego nie możemy ich teraz pokonać? Ich gra robi wrażenie, ale to tylko ludzie i nie ma można się ich bać – tłumaczy Ponitka.

udostępnij