Ireneusz Purwiniecki: Wiosna dopiero się zbliża

- Nie wiem jak patrzeć na terminarz. Początek roku mieliśmy teoretycznie trudniejszy, grając więcej spotkań na wyjazdach. Teoretycznie, bo jakoś w roli gospodarza gra nam się średnio – mówi trener Spójni Stargard Szczeciński, Ireneusz Purwiniecki.
news Zdjęcia | mmks.siden.pl, Sławomir Kowalski

Używając terminologii piłkarskiej, Spójnia Stargard Szczeciński „rycerzem wiosny”? Poza Śląskiem Wrocław, pięć spotkań w rundzie rewanżowej wygrały jeszcze AZS WSGK Polfarmex, Polski Cukier SIDEn oraz Wikana Start, ale to pana zespół grał głównie na wyjazdach.

- Rzeczywiście w nowym roku gramy fajnie i co najważniejsze wygrywamy mecze. Co cenne cztery z tych pięciu spotkań to spotkania poza naszą halą, czyli potencjalnie trudniejsze. Cieszę się, że w żadnym z ostatnich meczów rywale nie potrafili odskoczyć nam na kilka punktów. W ostatnim meczu Znicz Basket trochę zaskoczył nas agresywną strefą, ale także do niech potrafiliśmy się przystosować i wygrać mecz. Spójnia rycerzem wiosny? Czas pokaże, ta pora roku dopiero się zbliża. Nie wiem jak patrzeć na terminarz. Początek roku mieliśmy teoretycznie trudniejszy, grając więcej spotkań na wyjazdach. Teoretycznie, bo jakoś w roli gospodarza gra nam się średnio.

Można odnieść wrażenie, że Spójnia nie tylko nie lubi grać w Stargardzie Szczeciński, ale wręcz boi się wychodząc na boisko. Jako jedyny zespół wygraliście więcej spotkań na wyjeździe niż w roli gospodarza, czym pan to wytłumaczy?

- Sam chciałbym to wiedzieć. Mało w tym roku graliśmy w Stargardzie Szczecińskim więc może po powrocie do naszej hali będziemy prezentować lepszą formę? Teraz wreszcie czekają nas dwa kolejne spotkania u siebie, najpierw Kielce potem Kutno. Liczę na walkę i zaangażowanie chłopaków. Jeżeli przy wyrównanym potencjale pierwszej ligi, uda nam się utrzymać ten rytm z wyjazdów, będziemy w stanie wiele spotkań wygrać w tym sezonie.

Na krótko przed zamknięciem okienka transferowego Spójnia zdecydowała się wypełnić lukę na pozycji rozgrywającego, która powstała w pierwszych tygodniach sezonu, po tym jak klub zdecydował się rozwiązać umowę z Karolem Szpyrką. Jego następcą został Piotr Trepka. Zawodnik doświadczony, ograny w pierwszej lidze. Ostatnie spotkania pokazują, że taki gracz był wam potrzebny.

- Mieliśmy dużą lukę na tej pozycji. Do tego doszły problemy ze zdrowiem Kamila Michalskiego, gdy wyjechaliśmy na ścianę wschodnią, a więc na mecze do Przemyśla i Krosna. Piotrek potrzebował czasu, ale wyraźnie zaadoptował się do naszych warunków, co widać po jego grze na boisku. Bardzo cieszę się z tego transferu. Gdy tylko dowiedziałem się, że rozstał się z AZS WSGK Polfarmex ani przez moment nie zastanawiałem się nad złożeniem mu oferty. Szczęśliwie udało nam się porozumieć i mamy zawodnika, który oprócz dobrej postawy na boisku, potrafi wnieść dobrą atmosferę do szatni. To dobry człowiek.

Nawet bez Piotra Trepki Spójnia wymieniana była w gronie drużyn z najlepszym obwodem w lidze, ten transfer i późniejsze wyniki tylko to potwierdziły.

- Mamy dobry obwód, trzeba to przyznać. Po nowym roku do zdrowia wrócił też Bartłomiej Szczepaniak, który z powodu urazu nie grał w kilku meczach. W Pruszkowie pokazał klasę, trafiając w krótkim odstępie czasu trzy rzuty z dystansu. Są Tomek Stępień i Adam Parzych, a więc gracze dynamiczni, z dobrym rzutem. Nie wolno zapominać o Kamilu Michalskim, który długo był naszym jedynym rozgrywającym. Pod koszem też trzeba na nas uważać, bo zbytnie rozluźnienie w polu trzech sekund bardzo dobrze potrafi wykorzystać Łukasz Ratajczak, a niekonwencjonalnym zagraniem może popisać się Hubert Pabian.

Niewiele brakowało, a mecz w Pruszkowie w ogóle nie doszedłby do skutku, bo tylko trzech graczy jeszcze na dziesięć minut przed zawodami przedstawiło ważne badania lekarskie.

- Całą sprawę rozliczaliśmy już w Stargardzie Szczecińskim. To był błąd człowieka, ale dobrze się stało, że udało się temu zaradzić. Stres był, lecz on jest przed każdym meczem. Przez pierwsze fragmenty rozgrzewki byłem jednak rozkojarzony, głównie zastanawiałem się, czy mecz w ogóle dojdzie do skutku.

Zespół też wiedział o tych problemach?

- Umówiliśmy się, że to ich nie dotyczy. Mieli przeprowadzić dobrą rozgrzewkę, normalnie przystąpić do meczu i to chłopakom się udało.

Spoglądający w kierunku PLK Śląsk Wrocław nie interesował się w połowie sezonu swoim wychowankiem Tomaszem Stępniem, który właśnie w Stargardzie Szczecińskim z zawodnika drugoligowego stał się mocnym punktem na zapleczu ekstraklasy?

- Tomek sporo nauczył się też w Koszalinie, gdzie rozegrał kilka spotkań w najwyższej klasie rozgrywek w Polsce, w naszym zespole jednak okrzepł, dojrzał jako zawodnik. Bardzo liczę na jego dobrą postawę, bo to taki typ walczaka. Zawodnik, który potrafi rzucić z nieprzygotowanej pozycji. Jeżeli mu wpada to super, a jeśli nie czasem trzeba go uspokajać. Potrafi jednak zdobywać punkty seriami i wykazać się dobrą grą w obronie. Czy interesował się nim Śląsk Wrocław? To nie do mnie pytanie. Proszę pytać o to naszego prezesa bądź działaczy wrocławskiego klubu.

Pan pracę w roli pierwszego szkoleniowca Spójni rozpoczął w połowie pierwszej rundy, już po meczu z dolnośląską ekipą. Oglądał pan jednak tamto spotkanie, później pod pana kierunkiem zespół tylko nieznacznie uległ Śląskowi na własnym parkiecie. Aktualny lider nie przegrał już od 21 spotkań i zamierza dalej śrubować ten rekord, przekładając dobrą formę z sezonu zasadniczego, na występy w play-off. W tej sytuacji muszę zapytać pana, co trzeba zrobić, aby pokonać Śląska lub chociaż z nim powalczyć? Bo to w Stargardzie Szczecińskim akurat dobrze wiecie.

- Mamy nawet korzystny bilans bezpośrednich spotkań, bo we Wrocławiu wygraliśmy różnicą pięciu punktów, zaś w roli gospodarza byliśmy gorsi o cztery. W Stargardzie Szczecińskim nie grał co prawda Paweł Kikowski, ale także teraz Śląsk jest osłabiony, a wygrywa z rywalami zdecydowanie. Bardzo ciężko grać z tym zespołem, głównie w obronie. Choćby Łukasz Diduszko gra tam jako silny skrzydłowy, choć to zawodnik poniżej dwóch metrów wzrostu, bardzo zwrotny i szybki. Nie powiem pewnie nic odkrywczego. Aby walczyć o zwycięstwo ze Śląskiem trzeba zagrać twardo i mądrze w obronie, nie wolno też iść na wymianę ciosów. To najlepszy zespół ligi, dobrze poukładany i z dużymi możliwościami gry w ekstraklasie.

Zakładając, że Spójnia nie będzie zmuszona do gry w play-out, jakiej drużynie będzie pan kibicował podczas gier o utrzymanie? Pytam nie przez przypadek, bo jeszcze na początku sezonu mieliście w Poznaniu małą stargardzką kolonię.

- Rzeczywiście był tam Filip Dylik, który do nas wrócił, a do końca sezonu pozostał Łukasz Ulchurski. Nie wiem jeszcze komu będą kibicował, bo najpierw sami musimy się utrzymać. Nie da się jednak ukryć, że nas interesuje miejsce w czołowej ósemce. AZS to ambitny zespół, oparty niemal na samych studentach, a to nie zawsze umożliwia znalezienie dogodnych dla wszystkich godzin treningowych. Niemal w każdym koszykarskim mieście mam znajomych, przyjaciół i kolegów także nikomu nie będę życzył spadku. Sam kiedyś spadłem z ligi ze Spójnią i bardzo to przeżyłem.

Długo nie wracał pan na trenerską ławkę w seniorskich zespołach, skupiając się na pracy z młodzieżą. Czy wpływ na to miał właśnie sezon, w którym prowadzony przez pana zespół z powodu problemów organizacyjno-finansowych spadł z ligi?

- Zdecydowałem się wrócić, bo działacze Spójni po odejściu Tadeusza Aleksandrowicza postawili sprawę jasno. Albo ja, albo będą szukać kogoś spoza Stargardu Szczecińskiego. Ja uważam, że w tym mieście oprócz mnie jest jeszcze paru utalentowanych trenerów, którzy mogą spokojnie prowadzić zespół w pierwszej lidze. Ja mam już pięćdziesiąt lat i trochę doświadczenia wyniesionego z boiska, trochę z ławki twerskiej. Nigdy nie wyjeżdżałem jednak ze Stargardu Szczecińskiego, choć oferty z innych miast były. Nie jestem typem obieżyświata, a poza tym mam w tym mieście stabilną pracę, co też nie nakłania do zmian. Nie widziałem większych problemów z powrotem, bo ostatnio pracowałem z grupą juniorów i juniorów starszych, a więc graczy już dojrzałych koszykarsko. Do tego mam bardzo dobrego asystenta Czesława Kurkiańca, z którym doskonale się rozumiemy. Drużyna też zaakceptowała zmiany. Oczywiście huśtawka formy miała miejsce, ale teraz ustabilizowaliśmy formę. Teraz trzeba ją utrzymać.

 

Adam Wall

udostępnij