Agnieszka Skobel: Z piłki nożnej do seniorskiej kadry Polski

Chyba dopiero teraz doszły większe oczekiwania wobec mojej osoby, ale ja tego specjalnie nie odczuwam. Zawsze zrobię wszystko, aby mój zespół wygrywał - mówi najlepsza punktująca polskiej reprezentacji, Agnieszka Skobel.
news Zdjęcia | Łukasz Solski

Kto pani zdaniem zostanie mistrzem Europy?

- Hiszpania!

A dlaczego?

- Może teraz nie zachwycają, ale mając w pamięci to jak grali do tej pory, stawiam na ten zespół.

Rozmawiamy o piłce nożnej, tymczasem pani jest reprezentantką Polski w koszykówce. Skąd ta miłość do futbolu?

- W koszykówkę grało się raczej na sąsiednich osiedlach, na moim królowała piłka nożna, więc siłą rzeczy i ja zaprzyjaźniłam się z tym sportem. Fajna sprawa.

Z tego co wiem pani też przez moment trenowała piłkę nożną.

- Rzeczywiście przez pół roku się za nią uganiałam, ale równocześnie wspólnie z koleżankami rzucałam do kosza. To był moment w moim życiu, w którym uprawiałam dwie dyscypliny sportu równocześnie.

Dlaczego została pani przy koszykówce?

 - Kiedy zaczynałam zabawę z piłką szkolenie dziewczyn w Polsce nie było tak rozwinięte jak teraz. Nie było moich kategorii wiekowych, więc definitywnie zdecydowałam się na koszykówkę. Po trzech latach jeszcze przez moment chciałam wrócić do piłki, ale szybko się opamiętałam. Z perspektywy czasu nie żałuję tej decyzji.

Pani już w wieku piętnastu lat ocierała się o seniorskie rozgrywki, a nadal myślała o piłce nożnej?

- Tylko przez moment. Na szczęście pojawiła się pierwsza liga, potem powołania do reprezentacji Polski do lat 16 i wtedy nie można było już się wycofać.

Wobec kontuzji Pauliny Pawlak często gra pani jako rozgrywająca. Dobrze się pani czuje na tej pozycji?

- Przez ostatnie pół sezonu w klubie grałam jako rozgrywająca, bo z powodu urlopu macierzyńskiego wypadła nam ze składu Kasia Dźwigalska. Gra w kadrze na przysłowiowej jedynce to zupełnie inna odpowiedzialność. Do tego nie było wiele czasu na przygotowanie, bo Paulina Pawlak doznała urazu po pierwszym meczu, a kolejne spotkania rozgrywane były co trzy dni. Jeszcze ze zdrową Pauliną trenowałam na rozegraniu ze dwa, trzy razy, ale wtedy była inna odpowiedzialność. Mimo tego, że podstawowe zagrywki znam, nie umiem jeszcze przewidzieć ruchu koleżanek. Sama nie zawsze też potrafię je ustawić. Zdecydowanie lepiej czuję się jako rzucająca, gdzie w kadrze trenowałam od kilku tygodni.

Często  na boisku występuje pani u boku Weroniki Idczak, z którą miałyście okazję grać wcześniej w kilku zespołach. Lepiej czuje się pani z nią na parkiecie?

- Zdecydowanie łatwiej mi się z nią gra. Gdy Wera jest na boisku wiem, że gdy pobiegnę do przodu, dostanę od niej dobre podanie na kontrę. Ona nie boi się pchać piłki do przodu, a ja mam świadomość, po co biegnę z całych sił do przodu. Z Werą znamy się nie tylko z INEI AZS Poznań, ale wcześniej wspólnie zaczynałyśmy w Olimpii. Do tego były wszystkie kadry młodzieżowe, więc zdążyłyśmy nauczyć się stylu gry koleżanki . Lubię z nią grać.

Tę dobrą znajomość z Weroniką Idczak najlepiej widać chyba podczas szybkich kontr, wyprowadzanych przez naszą reprezentację. Idczak jest jedną z nielicznych w Polsce zawodniczek, które potrafią i lubią posłać mocne podanie do przodu. Trochę tak jak w piłce nożnej.

- Wera i Kasia Dźwigalska lubią taki styl gry. Aż chce się biec do kontry (śmiech).

Weronika Idczak czasem potrafi też przywołać Agnieszkę Skobel do porządku. Uważny obserwator wychwyci jej gesty skierowane pod pani adresem, gdy za długo kozłuje pani piłkę.

- Bardzo dobrze, że tak robi. Jako rozgrywająca musi rządzić na boisku. Dobrze, że jest na tyle pewna i to potrafi. Czasem sama już chce oddać jej tę piłkę, uspokoić grę, ale bywa, że Wera uprzedza mnie w reakcji. Taka jest jej rola.

Przed wyjazdem polskiej kadry na łotewski EuroBasket w 2009 roku miałem okazję rozmawiać z Agnieszką Bibrzycką. Pytałem ją wtedy o to, od kogo będzie zależeć gra naszej drużyny w mistrzostwach. Najlepsza koszykarka Europy w 2003 roku wymieniła wówczas nazwiska uznanych dziewczyn, ale szybko dodała, że po cichu liczy właśnie na panią. Przed kolejnymi mistrzostwami o pani roli w zespole mówiło już więcej koszykarek. Duże oczekiwanie ciągną się za panią od kadetki, nie przeszkadza to?

- Specjalnej presji nie odczuwam. Właściwie lubię brać odpowiedzialność na swoje barki, lubię mieć większe znaczenie w zespole. Wtedy lepiej się czuję. Rozpoczynając grę w seniorskiej kadrze wiedziałam, że presja wyniku będzie ciążyć na innych. Ja co najwyżej mogłam być „czarnym koniem” i to mi pomagało. Nic nie musiałam, tylko mogłam. Podczas ostatniego EuroBasketu w Polsce na mojej pozycji grała Ela Mowlik i to ona musiała borykać się z większą odpowiedzialnością niż ja. Chyba dopiero teraz doszły większe oczekiwania wobec mojej osoby, ale tak jak powiedziałam wcześniej, ja tego specjalnie nie odczuwam. Zawsze zrobię wszystko, aby mój zespół wygrywał.

Agnieszka Skobel to zawodniczka atakująca czy broniąca? Często trenerzy zalecają pani rolę przysłowiowego „plastra”, równocześnie mocno licząc na panią w ataku. Która role jest dla pani lepsza?

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Koszykówka to nie piłka nożna czy futbol amerykański, gdzie jedni bronią a drudzy atakują. Tu gra cały zespół. Razem musimy bronić, razem atakować. Jeśli jestem w stanie, to pomogę po obu stronach parkietu. Wiele zależy też od rodzaju rywala. W  momencie gdy trener całkowicie zaleca mi wyłączyć konkretną zawodniczkę przeciwnej drużyny, to wiadomo, że dużo energii muszę na to poświęcić. Później nie jestem już na tyle skuteczna w ataku.

Czasem przez swoją gorącą głowę popełnia pani proste błędy, jak choćby podczas spotkania z Serbią. Kiedy to przez głupie straty w końcówce o mało nie przegrałyście meczu.

- Moje błędy długo miałam przed oczami. Na szczęście na kolejne spotkanie nie musiałam długo czekać i była okazja się odegrać w starciu ze Szwajcarkami.  

 

Rozmawiał Adam Wall

udostępnij