Waczyński: Z każdym rokiem moja rola rośnie

- Każdy chciałby być jakimś bardzo ważnym ogniwem w drużynie, aczkolwiek to jest zespół. Tutaj najważniejszym celem jest awans na mistrzostwa Europy, a nie indywidualne wyczyny. Będziemy robić wszystko, aby awansować na EuroBasket - zapowiada reprezentant Polski Adam Waczyński.
news Zdjęcia | fot. Andrzej Romański

Wojciech Kłos: W zeszłym sezonie był Pan liderem Trefla Sopot, który wywalczył brązowe medale Tauron Basket Ligi. Jest Pan zadowolony z minionych rozgrywek?

Adam Waczyński: Jestem bardzo zadowolony z poprzedniego sezonu. Uważam, że klub zasłużył na to, aby zdobyć brązowy medal. Cały sezon graliśmy w miarę równo. Najważniejsze, że nie odpadliśmy w ćwierćfinałach, jak stało się to rok wcześniej. Staraliśmy się zmazać tę plamę, bo wtedy chcieliśmy przecież grać dalej, również walczyć o medale. Brązowy medal w tym roku to był taki „maks”, który mogliśmy osiągnąć. Zespoły PGE Turowa Zgorzelec i Stelmetu Zielona Góra były właściwie poza zasięgiem.

Pana świetna postawa indywidualna zaowocowała transferem do ligi hiszpańskiej do zespołu Rio Natura Monbus Obradoiro. Hiszpania ma najsilniejsze rozgrywki w Europie. Czy to spełnienie koszykarskich marzeń?

- Tak, na pewno jest to spełnienie moich marzeń. Zawsze marzyła mi się Hiszpania, podziwiałem tę ligę i graczy, którzy tam grali. Chciałem tam trafić i udało się. Nie zastanawiałem się nad tym ani chwili. Kiedy agent do mnie zadzwonił, że jest taka możliwość, to dograliśmy tylko szczegóły do końca. Nie trwało to jednak długo i podpisaliśmy umowę.

Reprezentacja Polski w tym roku zawitała do Torunia, który jest Pana rodzinnym miastem. Powstała nowa hala, będzie też zespół grający w Tauron Basket Lidze. Cieszy się Pan, że Toruń rozwija się tak bardzo w kierunku koszykówki?

- Bardzo się cieszę. Toruń ma wielką historię jeśli chodzi o koszykówkę i zasługiwał na ekstraklasę już od dawna. Cieszę się, że znalazły się na to pieniądze i powstała nowa superhala. Myślę, że warunki na pewno będą godne tych rozgrywek. Świetnie jest wrócić na stare śmieci i grać w Toruniu spotkanie, tym bardziej reprezentacyjne, z orzełkiem na piersi.

Czytając wypowiedzi trenera reprezentacji Mike’a Taylora można zauważyć, że często wspomina o Panu jako o koszykarzu, który może być jednym z liderów tej kadry. Czuje Pan, że tak rzeczywiście może być?

- Nie da się ukryć, że z każdym rokiem reprezentacyjnym moja rola rośnie. Podchodziłem do tego cierpliwie, a z każdym sezonem było coraz lepiej. Widzę i czuję to, że jestem coraz lepszy. Bardzo mnie to cieszy, że trener w ten sposób patrzy na tę sprawę. Każdy chciałby być jakimś bardzo ważnym ogniwem w drużynie, aczkolwiek to jest zespół. Tutaj najważniejszym celem jest awans na Mistrzostwa Europy, a nie indywidualne wyczyny. Będziemy robić wszystko, aby awansować na EuroBasket. To jest priorytet. Będę chciał pomóc zespołowi w najlepszy sposób, jaki tylko będę mógł.

W tegorocznej kadrze brakuje największych gwiazd, nie ma w niej Marcina Gortata i Macieja Lampego. Ale to jest tym samym szansa na graczy, którzy dotychczas byli na drugim planie, niejako w cieniu liderów.

- Zmiana pokoleniowa, a także wprowadzanie młodych graczy, którzy mają szansę się pokazać na arenie międzynarodowej, na pewno była nieunikniona. Może stało się to niespodziewanie, ale wielu może na tym skorzystać. Liderzy odpoczną w te wakacje, żeby w przyszłym roku, miejmy nadzieję, rywalizować na Mistrzostwach Europy. My zrobimy wszystko, aby na ten EuroBasket awansować. Myślę, że jesteśmy w stanie to zrobić. Jesteśmy głodni gry i zwycięstw. Chcemy pokazać nie tylko u nas, ale na całym świecie, że polska koszykówka nie jest na dnie. Możemy grać bez swoich gwiazd. Myślę, że to będzie doskonały sprawdzian zarówno dla nas, jak i dla trenera Taylora.

Widział Pan pracę poprzednich trenerów kadry. Co nowego wprowadził do niej Mike Taylor? Jakim jest szkoleniowcem?

- Na pewno jest trenerem bardzo pozytywnym. Właśnie w ten sposób podchodzi do wszystkich ćwiczeń, do każdego zawodnika. Stara się bardziej doradzać, nie ma pretensji do zawodników. To raczej niespotykane w Europie, to bardzo amerykańska szkoła. Dużo jest terminologii i nazywania niektórych rzeczy szyfrem. Tego musimy uczyć się na nowo. Powoli się do tego przyzwyczajamy. Jesteśmy ze sobą już trochę czasu. Codziennie na treningach powtarzamy nasze zagrywki i ruchy. Staramy się wpajać sobie nawzajem do głowy nowy system.

udostępnij