Wśród koszykarek i koszykarzy na co dzień poruszających się po polskich parkietach jest spora grupa zawodników, których mamy bądź ojcowie także grali na wysokim poziomie w koszykówkę.
Nam udało się namówić do wspomnień Elżbietę Międzik i Jarosława Zyskowskiego, których ojcowie zagrali w seniorskiej reprezentacji Polski. Każda z historii ma jedną wspólną cechę: kariery młodszego pokolenia nie byłoby bez wkładu ich ojców. Da się też wyczuć, że bez względu na osiągnięte wyniki córki i synowie są dumni ze swoich rodzicieli.
Od najmłodszych lat przesiąknięta koszykówką była wieloletnia reprezentanta Polski Elżbieta Międzik. Mama Anna to dawna koszykarka AZS Kraków, tata Jacek to jedna z legend Wisły Kraków. Gdy Elżbieta Międzik miała dwa lata tata zdecydował się na grę w węgierskim Dombovarze. W tym mieście spędził sześć lat. - Pamiętam ostatni okres gry taty na Węgrzech. Otoczkę związaną z meczami, ale także uroczystości, gdy tata zdecydował się zakończył karierę nad Dunajem - wspomina Elżbieta Międzik.
Właśnie atmosfera spotkań jest jednym z czynników, które dzieciom byłych koszykarzy mocno zapadły w pamięci. Jarosław Zyskowski junior doskonale pamięta wypełnioną Halę Stulecia we Wrocławiu. - Mnóstwo ludzi na trybunach, a jednym z uczestników spotkania jest mój tata. Takich chwil się nie zapomina. Pamiętam jeszcze jak tata grał w warszawskiej Polonii. Z racji wieku nie mogłem wówczas oceniać co koszykarsko robił dobrze a co źle, najważniejsze było dla mnie to, że mogłem go zobaczyć na boisku - przyznaje Jarosław Zyskowski junior.
Rozmówcy Polskiego Związku Koszykówki mają to szczęście, że ich rodzice grali w koszykówkę, gdy rejestrowanie spotkań za pomocą kamer nie był już rzadkością. - Niedawno miałam okazję oglądać wspólne z tatą skróty spotkań, które przesłali kibice i znajomi z Węgier. Miło jest wracać do tamtych czasów. Tata grał naprawdę dobrze, co docenili nie tylko klubowi trenerzy, ale także selekcjoner reprezentacji Polski - zauważa Elżbieta Międzik.
Z racji płci panie nie mają możliwości grać w jednej drużynie z zawodnikami, którzy rywalizowali z ich ojcami na boisku, wiele okazji do wysłuchania koszykarskich anegdot miał Jarosław Zyskowski junior. - Wielokrotnie rozmawiałem ze starszymi zawodnikami, którzy opisywali mi styl gry taty. Często powtarzali, że woleli ominąć zasłonę, tylko po to aby nie wbić się w tatę. Podchodziłem do tego pół żartem pół serio, ale kiedyś usiedliśmy wspólnie, aby obejrzeć mecze taty nagrane na kasety VHS. Ten agresywny styl gry dało się zauważyć – śmieje się urodzony w 1992 roku koszykarz. - Ostatnio w telewizji można było obejrzeć jeden z koszykarskich klasyków, czyli mecz Anwilu Włocławek ze Śląskiem Wrocław. Ozdobą tego spotkania był rzut Jacka Krzykały, ale to mój tata rzucił w tym spotkaniu najwięcej punktów - dodaje Zyskowski junior, który wspomina jeszcze mecze taty w reprezentacji Polski.
- Nazwisko nigdy nie przeszkadzało mi w budowaniu koszykarskiej kariery. O tacie wszyscy, którzy go znają, wypowiadali się zawsze w samych superlatywach. Zawsze gdy to słyszałam rozpierała mnie duma - opowiada Elżbieta Międzik.
Podczas wspólnych rozmów o koszykówce ojcowie i ich dzieci często rozmawiają o tym, co udało się im osiągnąć w koszykówce. - Ciężko mi będzie dorównać osiągnięciom taty. Pięć mistrzowskich tytułów, dwa srebra do tego kilkadziesiąt spotkań w reprezentacji Polski - mam do czego dążyć zauważa Jarosław Zyskowski junior, który sam może się już pochwalić trzema złotymi medalami mistrzostw Polski oraz tytułem MVP poprzedniego sezonu.
- Ostatnio z tatą licytowaliśmy się, kto więcej osiągnął w koszykówce - uśmiecha się Elżbieta Międzik - Trochę tych medali w rodzinie mamy, ale mi brakuje w Polsce tego z najcenniejszego kruszcu. Może uda się go jeszcze wywalczyć - zastanawia się koszykarka, która czterokrotnie zdobyła mistrzostwo i Puchar Belgii, czterokrotnie wicemistrzostwo Polski i raz Puchar Polski z Artego Bydgoszcz. W swoim dorobku Elżbieta Międzik posiada także brązowy medal mistrzostw Europy do lat 18.
Koszykarki i koszykarze, których ojcowie grali w koszykówkę niemal jednym głosem powtarzają, że wychowali się na parkiecie, ale nigdy nie byli zmuszani do wyboru tej drogi życiowej. - Gdyby nie tata nie zostałbym koszykarzem. Nasze wspólne gierki przed domem, rozmowy o koszykówce na pewno kształtowały moją osobowość i pchały mnie do tego sportu. Nigdy nie było to jednak na siłę. Nie da się ukryć, że tata miał największy wpływ na moją koszykarską drogę - zaznacza Jarosław Zyskowski junior, który na ostatnie mecze kwalifikacji EuroBasketu 2021 z Izraelem i Hiszpanią przyjechał właśnie z tatą.
- Gdy tylko nauczyłam się chodzić towarzyszyła mi piłka do koszykówki, dlatego ciężko było nie trenować tego sportu. Nie byłam jednak przez rodziców zmuszana, bardziej zaszczepili we mnie pasję - zauważa Elżbieta Międzik, która bardzo się cieszy, że miłość do pomarańczowej piłki rozbudziła także u swojej córki Amelki.
Wykorzystane zdjęcia
historiawisly.pl, Zbiory prywatne Stanisława Paździora
Ryszard Wszołek
Wojciech Figurski/400mm.pl