Kiedyś też było tak, że jak coś bolało to się poczekało - Magdalena Leciejewska

Magdalena Leciejewska wróciła do Reprezentacji Polski, jednak w zupełnie innej roli - Dyrektora Sportowego. Była reprezentantka Polski opowiada o "telefonie z centrali", ostatnim EuroBaskecie oraz cofa się w koszykarską przeszłość.

news Zdjęcia | www.yukaphoto.com.pl

Wracasz do Reprezentacji Polski, jednak w zupełnie innej roli niż bywało to jeszcze kilka lat temu. Skąd ten pomysł, aby wejść do sztabu szkoleniowego?

Nie ukrywam, że nie był to mój pomysł. Taką decyzję podjęły władze Polskiego Związku Koszykówki i odbierając telefon w tej sprawie byłam bardzo miło zaskoczona, gdyż nie spodziewałam się go. Jednak zawsze miło mi się robi na myśl o Reprezentacji Polski, tym bardziej, że w ostatnich latach związana byłam głównie z koszykówką młodzieżową. Po rozmowie telefonicznej miałam w głowie same pozytywne myśli, że dzięki temu będę mogła wrócić do treningów oraz kontaktów z dziewczynami z którymi miałam okazję w końcówce swojej kariery grać czy to razem czy przeciwko sobie. Oczywiście było też małe wahanie przy podejmowaniu tej decyzji, jednak głównie związane z życiem prywatnym. Już miałam jednak w głowie decyzję na „tak”, musiałam tylko to poukładać sobie w głowie. Na drugi dzień udzieliłam odpowiedzi, gdyż byłam w 100% zdecydowana na to.

Obecnie jesteś również koordynatorem programu KOSSM PZKOSZ oraz trenerem grup naborowych w Plewiskach. Mamy potencjał wśród najmłodszych?

Cieszę się bardzo, że po zakończeniu kariery w dalszym ciągu miałam styczność z koszykówką. Wiadomo jednak, że koszykówka seniorska a młodzieżowa czy też grupy naborowe, to jest zupełnie coś innego. Cieszę się, że mam możliwość kontynuowania przygody z koszykówką, tylko na zupełnie innym etapie. Sprawia mi to ogromną radość, gdy jeżdzę i robię hospitacje w ośrodkach. Jestem bardzo otwartą osobą i jeżeli któryś z trenerów potrzebuje mojej rady czy też pomocy przy treningu, jestem zawsze na to gotowa i służę pomocą. W związku z tym, że w ostatnim czasie zostałam mamą, to ostatnio czas głównie spędzałam w domu. Jak nadarzyła się okazja aby poprowadzić grupę dzieci niedaleko miejsca gdzie mieszkam, to było to dobre dla oczyszczenia głowy i wyrwania się choćby na chwilę z domu. Nie ukrywam jednak, że po pierwszym treningu byłam przerażona – gdyż przyszło ponad 40 dzieci (śmiech). Także potencjał jest, nawet mimo tego, że w okolicach Poznania wszyscy żyją piłką nożną. Super, że jednak na koszykówce frekwencja jest i nie był to jednorazowy przypadek z taką liczbą dzieci. Widzę także, że przez sytuację z pandemią, ciężej było na początku zmotywować je do pracy czy do zabawy. Głównym celem grup naborowych jest to, aby zachęcić dzieci do ruchu i zaszczepić w nich koszykówkę.

Jeśli chodzi natomiast o program KOSSM, to jest on moim zdaniem znakomity. Jest w nim duże wsparcie od Ministerstwa, ale także od Polskiego Związku Koszykówki. Ośrodki te są zaopatrywane w rzeczy potrzebne do treningu, ale także w odzieżsportową i nagrody dla dzieci biorących w tym udział. Jako trenerzy też mamy możliwość spotkania się i wymiany spostrzeżeń, czy też zobaczenia czegoś nowego. Obecnie campy/obozy zamieniły się w turnieje 3x3 Czelendż, co również jest bardzo fajne. Ośrodki mogą się ze sobą spotkać i rywalizować, a to może przynieść tylko same korzyści. Wszystko jest obserwowane przez nas-trenerów i po każdym turnieju, parę nazwisk jest zapisywanych i wysyłanych do trenerów kadr narodowych. Spora część dzieci z takich ośrodków, stanowi później o sile danych kadr.

Ostatni raz i to z Twoim udziałem na EuroBaskecie graliśmy w 2015 roku, gdzie zespół prowadził Jacek Winnicki. W składzie były m.in. Ewelina Kobryn, Paulina Pawlak, Justyna Żurowska czy też Julie McBride. Do tamtej pory nie udało nam się zagrać na tak dużym turnieju, wciąż tak jakby „tkwimy” w tzw. zmianie pokoleniowej i szukamy złotego środka?

To prawda. Jeśli chodzi o ten turniej, to trenerowi Winnickiemu udało się wtedy zebrać najbardziej optymalny skład na EuroBasket. Tak samo było w meczach kwalifikacyjnych, gdzie była możliwość mieć właśnie tak złożony skład drużyny. Nie ma co ukrywać, iż wówczas o sile drużyny narodowej stanowiły zawodniczki z dużym doświadczeniem. Do tego wymienionego grona, należy dorzucić także Elżbietę Międzik czy też Julie McBride. Były to osoby, które w klubach także dostawały sporo minut gry, a co za tym idzie również decydowały o końcowym wyniku. Byłyśmy wtedy na Mistrzostwach Europy i patrząc na kolejne lata, to można to uznać za sukces. Jednak po tym turnieju niedosyt został, gdyż były to mecze do wygrania i można było zostać tam dłużej niż tylko na fazę grupową. A co jest przyczyną, że jest jak jest?

Po tym turnieju duża ilość dziewczyn, podziękowała za grę i część zakończyła ten etap swojej kariery. Nie występowały już w drużynie narodowej i zrobiła się „dziura”, gdyż zastąpiły je zawodniczki młodsze nie dostające szans na grę w ekstraklasie. Nie ma co ukrywać, że ciężko jest nie grając w lidze, przyjść do kadry i zagrać mecz. Brakuje ogrania, pewności siebie. Taka zmiana dotyczy także innych drużyn, które jednak potrafiły się podnieść i to głównie za sprawą zawodniczek młodych, jednak już dostających minuty do grania i mających możliwość ogrywania się. Wydaje mi się, że właśnie głównie tego zabrakło u nas. Niestety na przełomie ostatnich lat, powielało się to i w jakiś sposób ciągnęło.

Za sprawą drugiej części tego pytania, cofnijmy się jeszcze bardziej w przeszłość. Za Tobą pierwszy wyjazd na trening z drużyną narodową. A pamiętasz swoje pierwsze wyjazdy czy to na mecze kadrowe czy też z klubami? Sam pamiętam, jak kiedyś wpakowali nas do autobusu miejskiego i tak jechaliśmy wszyscy na mecz z torbami na kolanach i kasownikami między głowami.

Tak właśnie było (śmiech). Były to zupełnie inne czasy, patrząc na to kiedy to było. Przy każdym wyjeździe była jakaś niepewność czy też zdenerwowanie, jednak dla mnie akurat plusem było to, że z większością dziewczyn będących w kadrze znałam się dobrze z klubów i dzięki temu było trochę łatwiej. Jest dużo śmiesznych historii w tamtych lat, czy to wspomniane wyjazdy miejskimi autobusami, wietrzenie i pranie samemu koszulek.

Jedna z historii z ostatnich lat, dotyczy trenera Winnickiego. Pojechaliśmy na mecz do Grecji i trener w ogromnych emocjach rozerwał swoją koszulkę na pół i nie było możliwości, aby to ponownie w jakiś sposób połączyć. Dostał inną koszulkę od fizjoterapeuty, który podczas meczu był w koszulce rozgrzewkowej jednej z zawodniczek. To przez dłuższy czas nas bawiło i często, wracałyśmy wspomnieniami do tego wydarzenia.

A dalekie podróże, nie należały w takim razie do najwygodniejszych?

Wiadomo, że to wszystko idzie do przodu i jest dużo więcej możliwości. Nie ma co ukrywać, że kiedyś dalekie podróże to był koszmar dla zawodniczek. Tym bardziej, jak po dość ciężkim meczu trzeba było wejść do samolotu i spędzić w jednej pozycji kilka godzin. Nie było to łatwe, jednak dzięki temu jest dużo zabawnych wspomnień. Dotyczą one długiego czekania na lotniskach, czekając na przesiadki. Tutaj jednak dodam, że ten taki „wolny” czas był przez nas dość dobrze wykorzystywany. Były zakupy, oglądanie filmów czy gry np. w Uno. Miało to swoje zalety i przede wszystkim, ważne są z tego okresu wspomnienia. Teraz im krótsza podróż, to więcej czasu na regenerację czy na odpoczynek i to jest dużym plusem.

Idźmy dalej! Sprzęt i jego ilość również się zmieniła i często chyba bywało tak, że każda z Was brała co miała i jazda na mecz?

Kilka lat temu w dużej mierze zależało to dość mocno kilka lat temu od sponsora, który w danym okresie nas wyposażał czy też ubierał. Kiedyś na kadrach nie było rozgraniczenia, czy to sprzęt damski czy męski. Patrząc obecnie na zdjęcia z tamtego okresu, to nawet stroje w jakie byłyśmy ubierane – spodenki za kolano czy dość dużych rozmiarów koszulki, które trzeba było bardzo głęboko wsadzać w spodenki, to nie było to wszystko tak dobrze zrobione jak teraz. Obecnie dużo bardziej atrakcyjnie wygląda to, jak ubrane czy podczas rozgrzewki czy samego meczu są zawodniczki. Wiadomo także, że kiedyś tego sprzętu było dużo mniej. Były przysłowiowe dwie koszulki na całe zgrupowanie, które trzeba było prać albo tak oszczędzać aby wytrzymały całe zgrupowanie. Teraz nie trzeba się o to martwić, wszystkiego jest pod dostatkiem.

Reprezentacja jest teraz ubrana od stóp do czubka głowy, a również jakość tych rzeczy jest dużo lepsza. Należy też tutaj powiedzieć o dodatkowym sprzęcie, który daje dodatkowe możliwości podczas treningu. Teraz dziewczyny mają możliwość rozpoczęcia treningu na gumach, rollerach czy matach, a kiedyś tego nie było. Jak ktoś nie miał tego ze sobą, to nie było tego. A jeśli ktoś miał indywidualny plan rozgrzewki, to musiał niestety cały sprzęt w torbach czy też zawieszony na szyi ze sobą brać. Teraz nie ma takiej potrzeby i tutaj ogromne ukłony w stronę Polskiego Związku Koszykówki, że wszystko co potrzeba to jest.

Obecnie sztab szkoleniowy wszystko przygotowuje i praktycznie przychodzi się na „gotowe” i rozpoczyna trening. A kiedyś?

Z całą pewnością było więcej organizacji tego wszystkiego, co było potrzebne do treningu. Przychodzimy, wody są przygotowane i podpisane, dodatkowo są odżywki i suplementy. Kiedyś było tego dużo mniej. Trzeba było przynosić wodę z szatni, podpisać i położyć pod krzesłem. A o reszcie rzeczy, czasami nie było mowy. Teraz zawodniczki przychodzą, wszystko jest przygotowane i nie trzeba zawracać sobie tym wszystkim głowy. Pozostaje jedynie skupić się na treningu, aby dobrze przygotować się do meczu.

A fizjoterapeuci? Teraz są „tortury” bańkami, igłami i różnego rodzaju terapie.

Tutaj dużym plusem, patrząc na drużynę narodową jest to, że jest dwóch fizjoterapeutów. Nie ma co ukrywać, że przy grupie 12 czy też 15 zawodniczek jedna para rąk to może być za mało. Żyjemy teraz też w czasach, gdzie jest dużo więcej urazów i są większe potrzeby rozgrzania się przed treningiem. Medycyna idzie bardzo do przodu, mamy na rynku duży wybór i tak jak zostało wspomniane są bańki, igły i innego rodzaju rzeczy do pomocy. Jeżeli jest do tego dostęp i to przyspiesza leczenie kontuzji, to należy z tego korzystać.

Idźmy dalej. Były masaże? Prewencyjnie po każdym meczu czy tylko jak któraś z Was się zgłosiła, że coś boli?

Zazwyczaj to było tak, że jak ktoś tego potrzebował to zgłaszał. Nie ma co mówić, że był mniejszy dostęp do tego, ale sama świadomość zawodniczek była inna. Teraz koszykówka jest bardziej fizyczna, tak więc tych urazów jest dużo więcej. Kiedyś też było tak, że jak coś bolało to się poczekało. A później urosło to do nieznośnych rozmiarów, co nie było już takie dobre. Teraz jest mały ból, to powiedź i nie czekaj. Świadomość jest też już taka, że jeżeli się coś dzieje, to trzeba szybciej działać a nie czekać.

Jesteś absolwentką SMS PZKosz. To było miejsce, gdzie byłyście "skoszarowane" i zamknięte na wszystkie możliwe spusty i jedyne co było w głowie to koszykówka i nauka?

Ja akurat byłam tym rocznikiem, który dwa lata spędził jeszcze na AWF w Warszawie i dopiero ostatni rok w Łomiankach. Śmieję się, że zawsze się mówiło – „Ten SMS to taki pozamykany zakon”. Fajne było to, że będąc na AWF miałam ten kontakt z innymi ludźmi czy studentami. Było to automatyczne, gdyż trzeba było się przemieszać czy to na halę czy na stołówkę. W Łomiankach natomiast wszystko miałyśmy w jednym budynku, nie trzeba było nawet się ubierać aby pójść na trening. Nie było też takiej styczności z inną młodzieżą, tak więc zamknięcie było dużo większe. Do SMS PZKosz trafiały osoby, które wiedziały po co i dlaczego tutaj są. Chciały rozwijać się koszykarsko i nie było im w głowach wyjście, a głównie treningi, mecze i nauka. Treningi były także tak intensywne, że nie było czasami sił na myślenie o czymś innym. Do tego połączenie nauki ze sportem, jest dla wielu idealne i nie ma innego miejsca w Polsce gdzie można to realizować. Bardzo miło wspominam ten czas i dodam też, że jakbym mogła wrócić to bym wróciła.

Nie grasz już zawodowo kilka lat, ale masz styczność z tym całym „nowym” światem sportu i koszykówki. Twoim zdaniem, które czasy lepsze?

Wydaje mi się, że kiedyś trzeba było więcej się postarać i więcej zależało także od samego siebie. Teraz mamy więcej ułatwień, czyli wspomnianych wcześniej możliwości transportu czy treningu. Kiedyś podróże wymagały większej logistyki, kombinowania i wcale nie było to wszystko takie łatwe. Teraz można korzystać po treningu z różnych sprzętów do regeneracji, których jest sporo na rynku i coraz więcej w zespołach. Indywidualnie zawodniczki posiadają również teraz dość dużo sprzętu, co zdecydowanie ułatwia.


 

udostępnij